Margerytka – królowa łąkotrawnika

Leucanthemum vulgare  to jedna z najpospolitszych w strefie umiarkowanej roślin łąkowych. Jednak nie ma u nas jednej ustalonej nazwy. Dawniej oficjalnie nazywała się złocieniem zwyczajnym. Potem przechrzczono ją na jastrun zwyczajny. Często też po prostu mówi się na nią margerytka. Nie ma też jednolitej ludowej nazwy, np. w okolicach Dukli mówi się na nią talerze. Dla Anglików jest to natomiast jeden z rodzajów stokrotki… gdyż nazywa się oxe-eye daisy, czyli stokrotka wole oko.

Złocień vel margerytka to jedna z najbardziej niezawodnych roślin przy zakładaniu łąki kwietnej. Obficie rodzi nasiona, które dobrze kiełkują, a młode rośliny szybko zakwitają. Margerytka jest rośliną wieloletnią, ale dosyć krótkowieczną. Jeśli wysiejemy ją latem jednego roku, zakwitnie już w kolejnym. Jeśli wysiejemy ją wczesną wiosną i zapewnimy jej BARDZO dobre warunki wzrostu (brak zachwaszczenia, podlewanie), to wiele osobników zakwitnie już w jesieni.

Główny czas kwitnienia margerytki w mojej okolicy (Pogórze Karpackie) przypada zwykle od 20 maja do końca czerwca. Jednak rośliny po skoszeniu lubią robić niespodziankę i często, ale nie zawsze, zakwitają drugi i trzeci raz, późnym latem albo nawet… w listopadzie.

Margerytka to roślina mało wymagająca co do gleby. Nie udaje się tylko na glebach bagiennych i suchych kwaśnych piaskach. Na innych glebach, o umiarkowanej wilgotności i przeciętnej lub wysokiej żyzności rośnie świetnie, obojętnie czy odczyn jest kwaśny czy zasadowy. Najlepiej jednak trzyma się na glebach świeżych (o przeciętnej wilgotności) i odczynie obojętnym lub zasadowym.

Margerytka to roślina światłolubna. Potrzebuje kilka godzin słońca i źle rośnie w cieniu drzew. Nie lubi też liści zalegających na ziemi.

Jest to dominujący gatunek w dwóch moich mieszankach Polska Łąka Kwietna i Kwietna Murawa. Dlaczego? Po prostu dobrze się zbiera jej nasiona, jest piękna i jest jednym z najszybciej zakwitających gatunków. Nie znam osoby, której by się nie podobała. Raz ktoś zamówił u mnie specjalną łąkę bez koloru żółtego. „A margerytki też wyrzucić? Przecież mają żółte środki?” – zapytałem. „Nie, margerytki proszę zostawić, są takie piękne.”

Kiedy siać margerytki? Termin siewu nie ma większego znaczenia. Można to robić przez okrągły rok. Oczywiście przy siewie późnowiosennym lub letnim istniej ryzyko, że przyjdzie nagła susza i zniszczy siewki. Warto więc zawsze mieć trochę nasion na dosiewkę. W naturze złocień kiełkuje od razu po wydaniu owoców – w lecie. Złocień jest rośliną pół-pionierską. Woli łąki młode, mało zadarnione. Jego wrogiem są trawy. Oczywiście pojawia się na starych, ustabilizowanych łąkach, ale zwykle w małej domieszce. Najpiękniejsze, największe złocienie widziałem zawsze na ugorach i odłogach, czyli miejscach, na których rok lub kilka lat wcześniej uprawiano zboże lub ziemniaki. Jeśli w pobliżu jest łąka, łatwo na takie miejsce wkracza margerytka, która przez kilka lat rozwija się tam jak głupia. Potem ustępuje w konkurencji z zadarniającymi się roślinami.

zlocien zwyczajny

Tak wygląda kilkutygodniowa roślinka margertyki. Jeśli takie małe karbowane listki pojawiły się na wysianej przez Ciebie łące kwietnej, oznacza to, że za kilka miesięcy możesz spodziewać się morza kwiatów.

Drugim typem siedliska, gdzie złocień się utrzymuje świetnie jest coś, co nazywam łąko-trawnikiem – siedlisko, które utrzymuję wokół swojego domu. Jest to miejsce, którego NIE KOSIMY do wakacji. W maju i czerwcu kwitną tam pięknie kwiaty. Dominuje margerytka, a obok niej firletka, komonica, brodawnik, koniczyna, przetacznik ożankowy, dzwonek rozpierzchły, rzeżucha łąkowa, świerzbnica itp. Potem w porze sianokosów (połowa czerwca, czasem później jak mi szkoda kwiatów) wykaszam teren wokół domu, zbieram siano i usuwam je, a teren zaczynam traktować jak najzwyklejszy trawnik.

A co z kwiatami? Ano, jakoś tam żyją w formie malutkich rozetek. Dlaczego taka forma utrzymania łąko-trawnika jest korzystna dla niektórych kwiatów? Otóż niektóre z nich, np. margerytka i firletka są bardzo światłolubne. Jeśli łąkę kosimy tylko raz w roku, po pewnym czasie zdominują ją bujniejsze byliny oraz byliny długowieczne, np. chaber łąkowy, bodziszek łąkowy, świerzbnica pospolita, czy wysokie trawy. Natomiast ciągłe koszenie w lecie zapobiega rozwojowi tych roślin, które są konkurencją dla wątłych złocieni i firletek. W polskim krajobrazie takie siedliska były kiedyś bardzo częste. Były to przydomowe łąki, które koszono raz lub dwa razy, a dodatkowo przez lato wypasano na nich krowy i konie.

Taki łąkotrawnik w lecie też nie jest martwy. Jeśli nie będziemy go kosić co tydzień, ale np. co 2-3 tygodnie, pojawią się na nim kwitnące drobne gatunki, takie jak stokrotki, komonica, głowienka i koniczyna.

Na koniec warto wspomnieć, że istnieją ogrodowe formy margerytek. Najbardziej znana z nich to Leucanthemum x superbum. Jest to jakby dwukrotnie powiększony złocień zwyczajny. Nie jest znany w stanie dzikim, jest to mieszaniec, którego jednym z rodziców jest też duża margerytka z południa Europy Leucanthemum maximum.

Margerytkę Chorwaci i Serbowie nazywają ivančica, gdyż zakwita przed dniem św. Jana (w ich języku Ivana).  W niektórych okolicach dawnej Jugosławii roślinę tę bardzo wiąże się właśnie z nocą świętojańską i była tam kiedyś używana do wróżb miłosnych.

No i oczywiście jest jadalna, choć ma specyficzny gorzki smak (nie każdemu smakuje). Z pąków można robić namiastkę kaparów, a z młodych gorzkawych listków surówki.

 

 

Moja córka Daisy (czyli… Margerytka). Śniłem o poczęciu Daisy w roku 2005 zanim się pojawiła w naszym domu. Prowadziłem badania botaniczne w Górach Kamiennych koło Wałbrzycha. Dowiedziałem się o księżnej Daisy von Hochberg, która kochała kwiaty i o jej historii. Miałem dziwne uczucie że niedługo pojawi się córka, też o imieniu Daisy. Może reinkarnacja? No i tak uwielbiałem margerytki, że było to dodatkowym impulsem do wyboru tego imienia.

13 komentarzy

  • Leszek BHP pisze:

    Czytam twoją stronę od kilku godzin i jestem w szoku, ile jadalnych roślin jest wokół Nas!
    Po przeczytaniu o psach też jestem w szoku, ale to z innego powodu :/

  • Basia pisze:

    Żadna reinkarnacja! Pan Bóg panu podpowiedział :) Mój znajomy któremu też urodziła się córka wybrał dla niej imię Łucja. Jest grafikiem i bardzo ważne dla niego jest światło, dopiero później się dowiedział że Łucja jest bardzo związana ze świtem.

    Ja kiedyś zlazłam nazwę tej rośliny jako złocień, ale u nas wszyscy nazywają to dużą stokrotką, albo margaretką. Zawsze zbieram jaj kwiaty na dzień matki, a niektóre kwiaty widuję nawet późną jesienią. U nas (dolny śląsk) rośnie na potęgę po rowach i razem z rzepakiem i zbożem na polach. I lubi się z chabrem bławatkiem. Należą do moich ulubionych kwiatów, chociaż chabry wolę bardziej :)

  • Zielara pisze:

    Jechałam w piątek pociągiem z Łodzi do Poznania – jakie piękne łąko-trawniki – jak nazywa trafnie pan Łukasz, widziałam na trasie! Pełne margerytek i firletek. A tzw. dejzulki, czyli margerytki, czyli duże stokroty bardzo długo utrzymują się jako cięte kwiaty w wazonie

    • Łukasz Łuczaj pisze:

      W Tallinie i w Tbilisi widziałem babuszki sprzedające naręcza dzikich margerytek, szkoda że u nas nie ma tego zwyczaju

  • Zielara pisze:

    Kiedyś w Łodzi, przy ogródkach działkowych (teraz stoi OGROMNY market) działkowicze sprzedawali fantastyczne bukieciki połączone z kwiatków ogrodowych i polnych, właśnie margerytek. Nigdy nie mogłam obojętnie obok nich przejść, zwłaszcza jak były groszki pachnące w zestawie.
    Łukaszu! W zeszłym roku jak byłam u Ciebie na warsztatach wspominałeś o umieraniu jesionów od jakiejś chińskiej zarazy – jak to się nazywa? W moim ukochanym parku Zdrowie w Łodzi są na szczęście tak dorodne jesioniska, ale jak na nie patrzę, to sobie o tym (tfu!) chińskim szkodniku przypominam i patrzę na nie z niepokojem…

  • Zielara pisze:

    Oj nie wszystko! Może jakiś ratunek dla nich się znajdzie? Dzięki za link. Napiszę o tych moich łódzkich jesionach. Ja w tym parku to nawet parę czosnków niedźwiedzich w tym roku „bidulków” zabłąkanych spotkałam. Własnym oczom nie mogłam uwierzyć! Szkoda,że nie fotografuję. A przecież po Twoich czosnkach, które widziałam, nie miałam wątpliwości. Łódż, park Zdrowie – zdrowe jesiony, żółciak na dębie i czosnek niedźwiedzi – dajesz wiarę Łukaszu? To nam się ta Łódź ekologicznie wybiła! Pozdrawiam!

    • Łukasz Łuczaj pisze:

      Czosnek niedźwiedzi w parkach mógł być zawleczony wraz z sadzonkami drzew lub posadzony. Ma w parkach w każdym razie idealne warunki wzrostu.

      • Południca pisze:

        Łódzkie parki są dość specyficzne. Jak w Łodzi karczowano lasy i powstawały kolejne fabryki to obok budowano pałac fabrykanta (pańskie oko konia tuczy). Nierzadko od razu urządzano prywatny park, by fabrykant miał się gdzie zregenerować i bawić gości. Oznaczało to zazwyczaj pozostawienie mniejszego czy większego terenu w spokoju. Największe łódzkie parki to fragmenty naturalnego lasu, które zmodyfikowano (wcale niekoniecznie w całości). „Zdrowie” zostało urządzone na terenie lasów miejskich. Na terenie kompleksu leży m.in. rezerwat „Polesie Konstantynowskie” (chroni fragmenty łęgu, grądu i olsu o cechach naturalnych). W Łodzi wychowywałam się obok maleńkiego parku (jednego z 4 w najbliższej okolicy!). Wyglądał na resztkę naturalnego łęgu – pamiętam zawilce gajowe, fiołki i śliczny „trawnik” (przetaczniki, niezapominajki i takie tam), który co roku na wiosnę był wielką kałużą pełną kijanek. Bezpośrednie sąsiedztwo ruchliwej ulicy (10-15m), zakładów przemysłowych i elektrociepłowni (nieco dalej) kompletnie im nie przeszkadzało. Zakładów „na moich starych śmieciach” nie ma, na ulicy zmniejszył się ruch, za to nareszcie dba się „we właściwy sposób” o park. W związku z tym po zawilcach, przetacznikach i żabach zostało tylko wspomnienie. To kwestia ostatnich kilkunastu lat.

  • Zielara pisze:

    Jednak Zdrowie trzyma się dziarsko! Trzeba przyznać. Jestem łodzianką tzw. sezonową, ale powtarzam – ten park uwielbiam. I jak gospodarzowi tego bloga przyśniły onegdaj margerytki, tak ja ma sny o jesionach w tym parku, kiedy jestem poza Łodzią (a fiołków też tam dostatek, przetaczników, orlików…) Teraz jestem na północy Niemiec i podziwiam łąki pełne stokrotek. Daisies. http://naturalnie.pro/stokrotka-czyli-ksiezna-daisy/

  • daisy7 pisze:

    Margerytka – moja łąkowa miłość, i … moje utrapienie.
    Cudowna roślina, urocza, niesamowicie trwała w naturze i w wazonie (przy codziennej wymianie wody utrzymuje się ponad tydzień). W ogrodzie przetrwa najbardziej niedogodne warunki, wysieje się między kamieniami ścieżki, w pełnym słońcu, w cieniu – wszędzie! Wszędzie, ale nie zawsze tam, gdzie chcemy… :-(
    W ogrodzie mam 3 wydzielone łąki kwietne. Po latach „koszmarnych” doświadczeń z łąkami, wymarzyłam sobie margerytki jako rośliny dominujące na moich łąkach. Oczywiście nadal zabiegam o maki, firletki, kąkole, chabry itd., ale długo wydawało mi się, że margerytka jest najłatwiejsza w utrzymaniu… A ona zwyczajnie wymyka się spod kontroli i „ucieka” z łąki na trawniki. Wcale nie dlatego, że na łące brak miejsca (tam są puste, „gołe placki” ), a trawnik jest pozornie zapełniony murawą. Dwukrotnie jej ustąpiłam. Pozwoliłam jej zająć miejsce trawnika i traktowałam, jaką łąkę kwietną (mimo, że przesunęła się ponad 200 m , pokonując jakieś skupiska krzaczorów i 2 ścieżki brukowe). Każdego roku próbuję przesadzać przypadkowe siewki z dziwnych miejsc w łąki (z pozornym powodzeniem), ale efekt końcowy i tak jest niewspółmierny do mojej pracy. Na trawnikach nadal wyrasta znacznie więcej siewek margerytek, niż na „łysych” miejscach prawdziwej łąki kwietnej. Jestem zdruzgotana… Zwyczajnie – nie daję rady… :-((

Skomentuj Łukasz Łuczaj Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.