Świnka morska – podkarpackie dziedzictwo kulinarne

Foto: Sandos/Wikipedia

Świnka morska czyli kawia domowa kojarzy nam się ze zwierzęciem domowym. Jednak po odkryciu Ameryki sprowadzono ją do Europy jako zwierzę mięsne. Od czasu do czasu ktoś odwiedzający kraje andyjskie Ameryki Południowej, np. Peru, wrzuca zdjęcia pieczonych świnek morskich. Tam, w swojej ojczyźnie, świnka morska jest kulinarnym rarytasem, hodowanym od 5 tys. lat. Mało kto wie jednak, że świnki morskie jedzono także i u nas!

Pierwszy raz o jedzeniu  nas uświnek morskich natknąłem się w książce Henryka Olszańskiego „Zamieszańcy. Studium etnograficzne”, Muzeum Budownictwa Ludowego, Sanok 2007. Ta wydana pośmiertnie pozycja etnografa związanego ze skansenem w Sanoku poświęcona jest mało znanej grupie etnograficznej Zamieszańców. Zamieszańcy byli Rusinami zamieszkującymi kilka wsi między Rzeszowem i Krosnem, na Pogórzu Dynowskim. Odcięci byli od głównego żywiołu ludności ruskiej-ukraińskiej dalej na wschód i otoczeni wsiami polskimi, stąd byli „zamieszani” pomiędzy wsie polskie. Mam przyjemność mieszkać w dolinie dwóch wsi Pietrusza Wola i Rzepnik, dawnych wsiach Zamieszańców. Niestety sama kultura tej grupy zaginęła. Podobnie jak Łemkowie zostali wysiedleni w akcji Wisła (większość z resztą wyjechała na Ukrainę przed tą akcją w obawie przed odwetami za działania Banderowców i pod wpływem agitacji rządowej). Obecnie wsie Zamieszańców zamieszkiwane są przez mieszankę ludzi z sąsiednich wsi polskich, przesiedleńców polskich z terenów obecnej Ukrainy, oraz potomków Zamieszańców, pochodzących z rodzin mieszanych polsko-rusińskich, którzy pozostali. Dawna kultura jednak zupełnie zanikła, a cerkwie zamieniono na kościoły rzymsko-katolickie.

I właśnie Olszański wspomina o tym że Zamieszańcy jedli świnki morskie, robiąc z nich rosół. I więcej nic, żadnych detali, nazwisk, miejsc. Kilka lat temu mój ojciec Michał wraz z Arturem Batą napisali drugą monografię Zamieszańców (A. Bata, M. Łuczaj, Zamieszańcy, KOW, Krosno 2012). W samej książce nie poruszyli jednak tematu świnek. Pamiętam jednak dzień promocji książki, kiedy do Domu Ludowego w Pietruszej Woli dotarło kilkunastu przedwojennych mieszkańców Zamieszańskich wsi (głównie panie). W pewnym momencie zapytałem: „Kto z Państwa jadł przed wojną świnkę morską?”. Podniosło się bodaj cztery ręce. Jedna starsza Pani powiedziała: „Panie, bieda była, jadło się co się dało…”.

Nie wiemy niestety kiedy w tych wsiach zaczęto jeść świnki morskie. Może była to moda która dotarła do tych wsi w latach 1930ych, może dużo wcześniej. I być może nie była to tylko etniczna sprawa, może i w sąsiednich polskich wsiach świnki jadano. Jako dziecko pamiętam jednego z rolników w pobliskiej polskiej wsi (dawniej miasteczku) Korczyna, który hodował kilkadziesiąt świnek w oborze z krowami. Może był to relikt dawnych mięsnych hodowli.

Myślę, że to dopiero początek moich poszukiwań miejsca świnki morskiej na kulinarnej mapie Polski. Jeśli macie jakieś inne poszlaki, będę bardzo wdzięczny!

Osobiście uważam, że świnka morska mogła by wrócić na nasze stoły, analogicznie do domowych królików. Jedząc samodzielnie hodowane mięso, wiemy co jemy, jest to idealne mięso dla dzieci. Świnka jest kilka razy lżejsza od królika (zwykle waży 1 kg), jest więc mięsem podzielnym. Z jednej świnki można na przykład zrobić dla dzieci rosół na niedzielę. Bez trudu w dużym mieszkaniu można wyhodować kilkadziesiąt świnek morskich rocznie, po jednej na każdy weekend. Świnki morskie nie skaczą jak króliki, nawet ściana 25-30 cm uniemożliwia im ucieczkę. Są trochę bardziej ciepłolubne niż króliki, choć znane są wolnowybiegowe hodowle świnek (ale mających nory) w Anglii.

Wiem, że świnki morskie to sympatyczne zwierzątka. Jeśli jesteś wegetarianinem, to zignoruj mojego posta. Jeśli jednak dajesz swojemu dziecku codziennie wieprzowinę czy kurczaki hodowane na amerykańskiej kukurydzy i soi, i trzymane w nieludzkich warunkach, to zastanów się. Może lepiej założyć dużą rodzinną hodowlę świnek morskich?

A tu link do książki mojego ojca o Zamieszańcach (ale tej bez info o świnkach): http://www.kow.net.pl/oferta/szczegoly/zamieszancy-losy-rusinow-na-pogorzu.html

P.S.

Po publikacji tego artykułu dostałem wiele obelg i pogróżek. Nie martwcie się, nie zabiłem (jeszcze) ani jednej świnki, mój artykuł ma charakter historyczno-praktyczny. Co łagodniejsze zaakceptowałem, możecie je sobie przeczytać poniżej. Dostałem też kilka ciekawych informacji od czytelników. Jedna z czytelniczek pisze: „Wiem też od mojej babci, mieszkającej przed wojną pod Lwowem, że potrawy ze świnki morskiej były zarezerwowane szczególnie dla dzieci i starszych osób.” A inny czytelnik: „Pamiętam gospodarza, który hodował świnki morskie w oborze z krowami, lata dziewięćdziesiąte wieś Dołęga, woj. Tarnowskie, Małopolska.” Ewidentnie więc zasięg hodowli mięsnej świnki morskiej obejmował znaczną część Galicji. W najbliższym czasie będę przygotowywał pismo do władz o włączenie tego gatunku do listy zwierząt gospodarskich, do którego dołączę listę podpisów osób, które zechcą taki list firmować.

Ostatnia wieczerza ze świnką morską. Obraz w katedrze w Cusco w Peru, autor Marcos Zapata

77 komentarzy

  • Ania pisze:

    Hmmm, pomyslalam o pochodzeniu nazwy tego ssaka… Moze pierwotnie była świnka zamorska? W końcu zza morza trafiła do nas? I jeśli była początkowo traktowana jako mięsna hodowla, to stąd ta świnka, a nie jak obecnie zaczyna ja się nazywać według propozycji kawia domowa.. Przy tych faktach dla mnie pozostanie swinką morską 😊

  • J pisze:

    Chyba dziedzictwo troglodytów, mam nadzieję, że psy też chętnie ugotujesz.

  • KO pisze:

    Znajomy Peruwiańczyk mieszkający w Gdańsku kiedyś mnie zapraszał na coś takiego. Ale nie wiem czy mnie wkręcał czy na serio.

    • Milena pisze:

      Kiedyś u mojego dziadka w oborze z krowami też mieszkało podobno takie stado świnek. No niby nie były na mięso, tylko były bo były. Lata 80-90, Warmia.

  • Jolanta pisze:

    W Skansenie w Sanoku są chałupy w których jest pod piecem mała przetrzeń oddzielona od izby kratką. Na pytania zwiedzających co tam trzymano zdarza się, ze przewodnicy mówią, że świnki morskie. Inni przewodnicy, że kurczęta. Ja jakoś w kurczęta nie wierzę, bo kury muszą mieć dość jasno, żeby jeść, w takiej klateczce na pewno by nie jadły. I po co kurom takie ciepłe miejsce ? Kury chętnie wychodzą nawet zimą, jeśli tylko śniegu nie ma za wiele.nie tak dawno w Komańczy kolega szkolny moich dzieci mówił, że ma całe stado świnek morskich w oborze. Nie mówił po co je trzymają. Zapytam dzieci, może pamietają kto to. Szczerze mówiąc zawsze mnie fascynowała ta historia o świnkach ze Skansenu.

    • Halina ze Śląska pisze:

      Moja babcia na Śląsku przez dziesiątki lat trzymała świeżo wyklute kurczęta w „ zagródce” pod piecem – takie żółciutkie 😊
      Potem kiedy babcia była już stara kupowane były po 50 sztuk rocznie tzw kurczęta jednodniówki i tam mieszkały przez pierwsze tygodnie dostając witaminy i szczepionki. To było na peryferiach wielkiej aglomeracji o dużej kulturze hodowlanej.

    • Malgorzata pisze:

      Kurczeta musialy miec cieplo jak i kwoka ktora wysiadywala jajka. Pamietam jak na wsi trzymano kure z kurczetami w domach w koszu wiklinowym ,wiec to ,ze w piecu mogla siedziec kura z piskletami mnie nie dziwi.

    • LeśnyDziad pisze:

      Kiedy czytam komentarze to cieszę się że Pan Łukasz już niejedno tabu złamał i nie wydaje mi się żeby zbytnio przejmował się tymi obraźliwymi komentarzami. Wg mnie informacje dot. świnek morskich są bardzo ciekawe, wiem ze wielu Polaków przekonało się do spróbowania potrawy z kawii w Peru i sam chętnie chciałbym mieć taką możliwość spróbowania jej w Polsce. Niestety boję się ze względu na legalność zakupu gryzonia aby trafił na talerz obiadowy.

      Z mojej strony szacunek w stronę Pana Łukasza i oby takich wpisów więcej, uważam je za ciekawe informacje historyczne.

      • Krzysztof pisze:

        Można jeść w Polsce, na OLXe ludzie chętnie oddają „w dobre ręce”. Potem tylko przyrządzić. Ja żałowałem bo przygotowałem ją w jakieś wymyślnej marynacie.

  • Katarzyna pisze:

    W naszej kulturze to niedopuszczalne.To co Pan proponuje jest irracjonalne i obrzydliwe.Rownie dobrze można by pisać o rosole gotowanym na kocie czy psie.A chomik?Ten to dopiero jest podzielny! Masakra 😡

    • Andrzej pisze:

      Jecie króliki kury i to normalne a świnka morska nie , to też mięso . W Peru jedzą i dla nich to mięso jak mięso. Poco osądzać innych chcesz choduj w domu świnkę królika , a chcesz chodowac dla mięsa to normalne. Wkoncu mosimy jeść mięso , a co myślicie że filety z kurczaka rosną na drzewach

  • Patka pisze:

    Ja mam nadzieję, że twój post to jakiś żart …

    • Aga pisze:

      Wydaje mi sie bez róznicy zabic swinke morska czy zwykła i to jest istota która czuje i to :(

      • I.S. pisze:

        Dokladnie! Jaka przekleta hipokryzja jest pierdo-lenie o swince morskiej czy tez psie jako czyms niejadalnym! Sama nie zjadlabym chyba, ale juz krowke czy sarenke zzeram chetnie. Co prawda ograniczylam ale jednak. Albo zresz wszystkie, albo zadnych. W zimie zamiast welny i skorzanych butow nos drewniaki i len, lista jest dluga. Przestancie hipokryci straszyc ludzi. To, ze ktos opisuje tradycje kulinarne nie znaczy ze je praktykuje, a nawet jesli, to nic wam do tego.

  • Karol pisze:

    Z innych jadanych w Polsce gryzoni warto wspomnieć o nutrii mój ojciec hodował nutrie pod Przemyślem w czasach gdy była oda na ich futro. Część nutrii byłą przez nich jedzona np. pieczona. Słyszałem, że nutrie są hodowane na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie i są zapisy na ich mięso wśród kadry uczelni.

  • Loli pisze:

    Dla mnie to tak jakby zjeść swojego psa. Dla mnie swinka jest domownikiem, ma imię i swoje miejsce.

  • Beata pisze:

    Jestem przeciwna jedzeniu tych słodkich istotek, one do tego się nie nadają. Nawet dla naszego organizmu nie jest to obojętne. Nasze organizmy są przystosowane do jedzenia mięsa zwierzęcego zbliżonego składem do naszego, które nie jest zbytnim obciążeniem

    • Maciek pisze:

      Najbardziej zbliżony skład mięsa do naszego mamy my sami ;) Dlatego jedzmy siebie. Podobne do nas mięso mają też małpy :)

    • Paweł pisze:

      dzizzz, gdzieś ty to wyczytała Beato? Osobiście znam ludzi, którzy przestali jeść wieprzowinę tylko dlatego, że na studiach podczas zajęć z sekcji zwłok mieli możliwość porównania narządów świni i człowieka. Dlatego też to w świniach chcą chodować narządy do przeszczepu dla ludzi bo jesteśmy 'blisko spokrewnieni’^^. Lekko kanibalizmem trąci ;D

    • Adam pisze:

      Bardzo spodobał mi się Pana post. Po przeczytaniu artykułu uznałem ze spróbuje zrobić z tego miłego futrzaka jakaś potrawę. Dzieci się zajadały ja również, i nie widzę w tym nic niedopuszczalnego. Pozdrawiam

  • AnetaWA pisze:

    Niewyobrażalna rzecz, nie przypuszczałam, że kiedykolwiek coś takiego przeczytam. Świnka morska jest maleńkim zwierzęciem DOMOWYM, jak pies i kot. W Chinach je się psy, może kiedyś na terenach Polski, kiedy wszyscy przymierali głodem też ktoś kiedyś zjadł psa. Czy to znaczy, że teraz też powinniśmy rozważyć jedzenie psów ?

  • Avvay00 pisze:

    A może Ciebie by tak usmażyć i zjeść? W końcu są miejsca gdzie kanibalizm to norma po dziś dzień.

  • Ala pisze:

    Ja także nie dowierzam w to co czytam. Przestałam jeść mięso w chwili, gdy uświadomiłam sobie, że jestem hipokrytką. Jeśli używam argumentu, że jem mięso bo to norma i człowiek jest mięsożerny, to normą też powinno być własnoręczne zabijanie zwierząt dla pozyskania mięsa, a nie udawanie, że mięso to produkt. I tak odpowiedziałam sobie na pytanie czy byłabym w stanie zabić zwierzę by go zjeść? Nie nie byłabym w stanie. Chyba, że bym musiała. Ale nie muszę, wiec nie zabijam i nie jem. Poniekąd taka hodowla mogłaby co niektórym uzmysłowić skąd bierze się mięso na ich talerzu. Ale rozumiem, że propozycja alternatywy dla amerykańskich kurczaków to hodowla świnek w mieszkaniu i zabawa we wspólne zabijanie, z dzieciakami tak? No super. Piękna inicjatywa, zdrowa, ekologiczna i prorodzinna… Potem jeszcze garbowanie skórek i szycie rękawiczek, albo lepiej pachworkowy dywan żebyśmy mogli doszywać kolejne i podziwiać ile nam się już udało ich ubić.

  • XD pisze:

    Czy ty jesteś ku***a chory? MAM 2 świnki morskie i za nic bym je zabiła żeby se je zeżreć! Te głupie bachory mają żarcia pod dostatkiem więc po co mają Jeszcze żreć te biedne stworzenia?! Pie***olić te głupie bachory! Mam nadzieję że w Polsce NIKT nie ZJE ŚWINKI MORSKIEJ! A JAK TAK TO MU PRZY****OLE W TWARZ! JE***AJ się TY CH***U!

    • Ja nie mogę pisze:

      A tutaj mamy przykład hipokryzji. Inne zwierzęta można jeść, a kawie są puci puci słodkie? Jakie głupie bachory? Takie jak ty?

      • Wodnik pisze:

        Witam.od dawna nad tym się zastanawiałem czy ich nie chodowac w celach kulinarnych.a nutria super mięso tak i świnka morska też.wiem co powiecie.zdrowe i smaczne jeśli ktoś ma dobre przepisy ja je przyrządzić jestem zainteresowany.tym co się nie podoba niech jedzą wieprzowinę.drob niewiadomego pochodzenia.a nasze dzieci.rozne choroby.alergie i nie wiadomo co.to od czego.a tych pseldo zielonych i obrońców powinno się …………….człowiek jest drapieżnikiem miesozernym a zieleniną to tylko dodatek też potrzebny pozdrawiam wszystkich zainteresowanych ich jedzeniem.a kaczuszki.gaski itd.tez takie sliczniutke nie jedzmy ich.totalna bzdura.jak czytam głupie komentarze.smacznego.👍👌😀.nie chcesz to nie jedz twoja sprawa.jedz te guwno z marketów.itd.

      • Dawid pisze:

        Zainspirował mnie pan. Na przyszły rok zaczynam mała hodowlę na cele kulinarne.

      • I.S. pisze:

        ona ma te swinki ktore zastepuja jej te bachory, nie zauwazyles. Niektore komenty tych hipokrytow sa jeszcze do przelkniecia ale tu wieje ciezkimi problemami psychicznymi i samotnoscia. Nie chce sie bawic w domoroslego psychologa ale zdrowy czlowiek w ten sposob nie pisze…

    • Tom_złom pisze:

      Jadłem świnki jak byłem na wyprawie do Ameryki Południowej i muszę przyznać że smakowały wybornie w restauracji, a pieczone na ognisku były dobrym dodatkiem do miejscowego piwa. Tylko na początku wygląd trochę przeszkadza ale w końcu to nie moje zwierzątka domowe. A dodam że sam jestem posiadaczem królika domowego, którego za nic w życiu bym nie opierniczył, a pieczyste z królika hodowlanego jem niemal regularnie :)

      • Agi pisze:

        Jesteś żałosny człowieku!!!!!

        • Tom_zlom pisze:

          Dlaczego? Dlatego że zjadłem to co zjadłem, czy dlatego że w ogóle jem mięso? Jak jadę do konkretnego kraju czy w konkretny rejon to zawsze próbuję potraw i smaków. Nie widzę nic w tym niewłaściwego. W Kambodży jedzą smażone pająki czy inne „robaczki”, w Chinach i Wietnamie jedzą psy, a bodaj na Islandii (albo gdzieś na półwyspie skandynawskim) przysmakiem są fermentowane śledzie. Wszystko jest dla ludzi i wszystkiego trzeba spróbować.

  • Halina ze Śląska pisze:

    Ja też miałabym bardzo duży problem ze zjedzeniem zwierząt, które sama hodowałam, nawet ryb akwariowych ( a miewałam baaardzo duże).
    Na moim starym Śląsku było dużo hodowców gołębi. Ciekawe czy z ‘gorszych’ egzemplarzy jedli rosół – pewnie tak.
    Natomiast moi sąsiedzi z centrum Polski ( dawny PGR) z wielkim umiłowaniem strzelali do gołębi biorących udział w przelotach zawodniczych ( co ukrywali przede mną) i cieszyli się bardzo że zjadają komuś gołębia za kilka tysięcy, który był jego dumą i miłością. Czy coś z tego wynika… takie pytanie retoryczne.

  • Małgorzata pisze:

    Zależy, jak rozumie Pan karmienie świnek morskich. Bo jeżeli byle jakim sianem, dropsami oraz ziarnem firm Animals czy Vitapol, to odradzam, sam Pan by się struł takim mięsem. Swoją drogą, za okupacji jedli psy, koty, co się nawinęło, bo była bieda i głód straszny. Dla współczesnych to niedopuszczalne, tabu, koszmarny sen. Ale jak człowiek miał dietę ubogą, jednostajną, to taka świnka urozmaicała jadłospis. Ja bym się na jedzenie świnki nie zdecydowała, za bardzo kocham własne świniaki, ale jestem w stanie zrozumieć ludzi z poprzedniej epoki. PS. Mnie osobiście bardzo obrzydza obecnie krem ze śluzem ślimaka 😉

  • Kaja pisze:

    Może założymy hodowle takich ludzi jak ty i też będziemy was jeść człowieku świnki morskie to kochane zwierzęta ciebie może zjemy

  • Musolini pisze:

    Tak, szczerze ludzie jak czytam te wszystkie komentarze chce mi się śmiać nie wierze że wy wypowiadacie sie na taki temat. Prawie wszystkie zwierzęta były,są i będą zabijane dla pożywienia takie jak np koty, psy, kawie, chomiki, itd. Nic z tym nie zrobicie więc milego bólu dupy XD

  • Jarosław pisze:

    Jest Pan chorym człowiekiem ,jak był głód to ludzie zjadali psy i koty czy to oznacza,że teraz też tak mamy robić?Kieruje się Pan chorą pseudoekologia ,Pana uczelnia powinna się za Pana wstydzić,a studenci powinni mieć zabronione spotkania z Panem.Karze Pan pomijać Pana post tym którzy są wegetarianinami,ja nie jestem,ale nie mogę pominąć takich niebezpiecznych głupot wymyślanych i tworzonych przez Pana chory umysł.

  • wojtek pisze:

    ale sie larum zrobil. oszolomstwo dostalo okazje do plucia jadem… troche rozsadku, drodzy obroncy slodkich zwierzatek… na was swiat sie nie konczy

  • Panna_Cone pisze:

    Zadziwiają mnie niektóre komentarze.
    Zazwyczaj tego nie robię, ale tu na wstępie powiem, że jestem weganką z pobudek etycznych. A czemu o tym mówię? Bo nie widzę różnicy między zwierzętami, czy to ryba czy kurczak czy opisywana świnka morska. Srogie oburzenie osób, które spożywają mięso innych zwierząt jest dla mnie irracjonalne. I nie mam tu na myśli „wege terroryzmu”- szanuje to, że mięso się jada, że nie każdy chce z niego rezygnować. Nie szanuje natomiast wyzysku, jaki by on nie był (porównaj- brojlery, kawa Kopi luwak np) Z resztą- mam w domu dwie mięsożerne dziewczyny, dbam o nie tak jak powinnam, czyli między innymi- karmię je mięsem, nie wyobrażam sobie robić z kotki i suczki weganek (xD). I szczerze? Gdybym miała możliwość podawania im mięsa zwierząt, które miały dobre warunki, spokój i dobrze zbilansowaną dietę nie wahałabym się ani chwili, czy to byłby królik czy kura. Serio lepsze jest zasilanie masowych, przemysłowych hodowli, gdzie zwierzęta cierpią w niewyobrażalnie okrutnych warunkach? Podejdźcie do tematu z rozsądkiem, a nie nagłymi emocjami, nikt Wam nie każe zjeść przyjaciela domowego, Bożenka czy Chrupek są bezpieczne ;)
    Pozdrawiam serdecznie i życzę szerszego spojrzenia na sprawy etyki i ekologii.

    • Tesia pisze:

      Wreszcie komentarz pod którym mogę się podpisać, w całości <3 Post odebrałam jako cenny zapis ciekawostki etnograficznej. Czytając czułam takie "o jak fajnie ze jest ktoś kto takie charakterystyczne informacje zbiera zanim przepadną… i jeszcze je szerzej udostępnia" – dziękuję! Gdy przeszedł pan do, nazwijmy to, części praktycznej, jakoś nic we mnie nie spanikowało. Tak długo jak nie przejdziemy do hodowli masowej, czyli warunków koszmarnych, jakoś dociera do mnie że lepiej być taką świnką niż pozbawionym słońca kurczakiem. Ani mnie to ziębi ani grzeje – nie jem niczego z wymienionych, ani kurczaków, ani świń ani świnek – wszystko mi jedno, co jedzą inni, krzycząc na nich świata nie zbawię;)

      "Srogie oburzenie osób, które spożywają mięso innych zwierząt jest dla mnie irracjonalne." Nic dodać nic ująć. Co najwyżej tyle, że jest też okropnie obleśne moralnie – to przecież najczystsza hipokryzja i segregowanie świata według własnego widzimisię.
      Zwierzątko X mi wisi, kupię i zjem jego mięso, o którym wiem że zostało okupione masą cierpienia ale wzruszę ramionami, bo tak to już jest. Jeśli ktokolwiek mi to wypomni, wylecę z agresją wobec WEGEFASZYSTÓW WEGETERRORYSTÓW. A tamto zwierzątko Y – ono z kolei jest puchate słodkie i ogólnie mi odpowiada. Ktoś chce je zjeść? Agresja mode on – MORDERCA JAK ON MOŻE.
      No japrdl. Ogarnijcie się. W te albo wewte, a jak już siedzieć okrakiem na płocie i dzielić świat na zwierzątka do kochania i te do zjadania, to przynajmniej bez tego wiecznego atakowania ludzi którzy swój podział przeprowadzili w jakikolwiek inny sposób. I tyle…

  • Piotrek pisze:

    Hej Łukasz, mam nadzieję, że dzielnie znosisz tę falę hejtu. Tyle nienawiści jeszcze chyba nie było pod żadnym Twoim postem. Można z tego zrobić ciekawe badania socjologiczne. Zdumiewa mnie, jak kwestie życia i śmierci żywych istot można regulować według kryteriów „słodkie i puszyste” versus „tłuste i śmierdzące” – na okoliczność świń na przykład. I mam wrażenie, że tego rodzaju wynaturzona moralność staje się coraz bardziej powszechna. Udajemy, że masowe upadlanie i zabijanie kur, świń, krów jest o.k., bo przecież one nic nie czują i wychodzi na to, że takie życie im odpowiada, a podobne traktowanie ich bardziej urodziwych kuzynów już jest bestialstwem. Toż to czysta definicja rasizmu.

  • Lena pisze:

    O matkoscórkom! Bardzo cenny artykuł, ciekawe od kiedy stanowiły dietę Zamieszańców.
    Podejrzewam, że jeśli ktokolwiek się łamał, by przejść na roślinny pokarm to dziś powziął decyzję.
    Jest jakaś różnica była między krową, świnką a świnką? Straszny tu hipokrytycyzm czytam.
    Pozdrawiam Profesorze, chociaż jestem wegetarianką, rozumiem potrzebę innych , żeby jeść innych.

  • Yestemin pisze:

    Panie Łukaszu, jest Pan bardzo logicznie i mądrze myślącym człowiekiem, który rozumie Naturę i widzi dużo więcej, niż czubek własnego nosa. Hipokrytom siejącym nienawiść życzę opamiętania, wyjdzie to Wam na zdrowie.

  • Mario pisze:

    Po przeczytaniu nabrałem ochotę na cuya „pieczonego na patyku” (jak to opisują na innych blogach).
    Świetny artykuł. Pod każdym opisem jedzenia świnek morskich pojawia się rzesza aktywistek z blogów „świnkowych” więc nie ma się co przejmować. Każdy je co lubi.
    Pozdrawiam

  • Aleksandra pisze:

    Pan niech sobie swoje zwierzę usmaży i zje. 😉

  • Ewa P. pisze:

    Uwierz mi na słowo, cokolwiek zrobisz z tym pomysłem to poniesiesz porażke, dopilnuje tego, dopilnuje Twojej porażki..

  • Agnes pisze:

    Witam. To co Pan proponuje jest straszne!!!! W czasach gdzie coraz więcej jest świadomych i wrażliwych ludzi na cierpienie zwierząt Pan chce jeszcze zabijać świnki morskie , które są traktowane jak przyjaciel typu pies, kot, króliczek!! Do czego jeszcze gatunek ludzki się posunie!!! Czytając takie rzeczy chwilami wstydzę się być człowiekiem! Dlatego jestem wegetarianka i chociaż tym nie przyczyniam się do mordu bezbronnych istot!!!

    • lill pisze:

      Rozumiem że sprawdzasz kazdy listek sałaty po kątem obecności nicieni i mszyc aby ich przypadkiem nie zamordować. Czy może jadasz sałatę z upraw na których wszytko jest w zarodku mordowane ?

  • Leif pisze:

    Jak się tak naczytałem tego bólu dupy w komentarzach, to aż mi wegefaszyści narobili smaka na skosztowanie świnki morskiej ;P

    • Tesia pisze:

      JEDEN histeryczny komentarz jest podpisany jako „jestem wegetarianką”. Cała, liczna reszta to obrońcy zwierzątek, ALE TYCH SŁODKICH, nie podający swojej diety, czyli statystycznie – typowi, świnio i krowo-żerni, trochę ograniczeni w swojej wyobraźni hipokryci, po prostu. Nazywając (prawdopodobnie) mięsożernych hipokrytów „wegefaszystami” mieszasz pojęcia srogo, sobie wystawiając świadectwo od nich nie lepsze;)

    • Agnes pisze:

      Idź się lecz marny człowieczku!!!

  • Zdrowie Paleo pisze:

    Fascynujące i wydaje się faktycznie takie egzotyczne to wykorzystanie świnki w Polsce.
    Poziom większości komentarzy – żenada. Mam nadzieję, że Autor się nimi za bardzo nie przejmuje ;-) i powstaną ciekawe badania na ten temat. Pozdrawiam!

  • zeed pisze:

    Tak sobie czytam,żonie powiedziałem co tu napisałeś i jak się okazuje w dzieciństwie w Radymnie(Podkarpacie) widziała w stodole u kogoś hodowle świnek morskich, ale przeznaczenia nie zna, zapytam teścia czy ogarnia temat ;)
    Fakt,ze w naszej kulturze obecnej to trochę posrane jeść świnki morskie, ale z drugiej strony ludzie jedzą króliki, małe krowy (to jest dopiero dewiacja) czy koźlęta i im to jakoś nie przeszkadza.

  • ralfoss pisze:

    Bardzo ciekawy pomysł, gorąco popieram. Lubię wszelkie eksperymenty kulinarne. Jak widać jedzenie „świnek morskich” to nie żadne egzotyczne dziwactwo, tylko należy do lokalnego obyczaju. Choć podejrzewam, że nawet jeśli w czasach dawniejszych gdy o potrawy mięsne było trudniej, nawet wtedy gryzonie nie były niczym wykwintnym, jak w Ameryce Południowej.

    Eko i wege oszołomstwo, spodziewane w tym miłym zakątku internetu prezentuje swoją słynną tolerancję w komentarzach oraz kompletnie dziecinne personalizowanie świata zwierzęcego, słodkich, puchatych zwierzątek. Robienie ze zwierząt przytulanek to znak jak daleko odeszliśmy od natury, także najróżniejsi wegetarianie i ekolodzy. To pewnie ci sami beznadziejni durnie, którzy psy nazywają synkami i córeczkami.

  • Piotr pisze:

    Przedziwne jest to oburzenie na jedzenie świnek przez ludzi gdy normalnie 1) je się mnóstwo innych zwierząt, w tym króliki 2) świnki i inne gryzonie są powszechnie hodowane i sprzedawane mrożone na karmę dla innych zwierząt Człowiek jedzacy świnię/królika/kurę = OK. .Pyton/orzeł/fretka jedząca świnkę morską = OK. Człowiek jedzący świnke morską = morderca.
    Jak ktoś chce zjeść świnkę czy szczura to można je normalnie kupić jako karmę dla zwierząt, mrożone, wysyłkowo, tylko trzeba samemu oczyścić. Nie jest to tanie mięso ale dostępne.

  • Rena pisze:

    Na szczęście mięso „marketowe” nie jest ze zwierząt tylko z Marketu;-) Ale zdurniał ten świat!
    A cielaczek też jest miły i puchaty i ma wielkie czarne oczka ze ślicznymi długimi rzęsami, ale cielęcinkę chętnie wciągniecie, co? A kaczuszki, indyczki, a świnki wietnamki? Też są milusie, tak samo jak świnki morskie. Więc czemu zjedzenie świnki morskiej jest takie straszne???? Ja za zwierzątko domowe miałam kiedyś kogucika, więc teraz cały świat ma nie jeść kur, bo dla mnie to są zwierzątka domowe??
    Świnkę morską jadłam w Peru i w Ekwadorze, nawet byłam na targu, gdzie nimi handlowano, mięso jak każde inne, tylko go trochę mało :-) Obrana wygląda trochę jak szczur…

  • Agnieszka pisze:

    Ma Pan święta rację! Jeśli ktoś nie ma litości i zjada tak inteligentne zwierzęta jak świnie i krowy, to dlaczego miałby mieć cieplejsze uczucia dla świnki morskiej? We współczesnym społeczeństwie nastąpiło dziwne oderwanie pojęcia „mięso” od pojęcia „martwe zwierzę”. Jak można być takim hipokrytą, żeby zjadać jedne z najinteligentniejszych znanych nam zwierząt, a litować się nad innymi tylko dlatego, że mają ładniejsze furto?

  • Piotr pisze:

    Kiedyś mieszkałem w Sułowie koło Milicza na Dolnym Śląsku. Wiele osób tam mieszkających to przesiedleńcy spod Lwowa. Państwo Szocikowie hodowali świnki i to wielkich ilościach do jedzenia. Wtedy bardzo się brzydziłem, chociaż sam hodowałem króliki. Wiele osób w Sułowie hodowało i jadło nutrie. Wiele lat później spotkałem je w jednym z wrocławskich sklepów mięsnych pod nazwą bobrzyki. Całkowicie się zgadzam, że jeśli ktoś je zwierzęta to lepiej jest je hodować samemu niż kupować w sklepach mięso zwierząt żyjących w hodowlach często w strasznych warunkach. Te hodowane w domach mają przy najmniej dobre życie a czasami te hodowle przybierają niespodziewany obrót. Mój wujek hodował kaczki francuskie dla jajek i do jedzenia. Kaczor i dwie kaczki miały u niego dożywocie. Wujek szczególnie lubił kaczora. Gdy sobie wypił i szedł karmić kaczki to kaczor zawsze to wyczuwał i wujka lał. Wskakiwał na plecy, gdy ten tylko się odwrócił i tłukł go dziobem gdzie popadło.

  • podlasiak pisze:

    Chętnie bym spróbował. Jadłem kiełbasę z nutrii (mix z wieprzowiną) i było bardzo ok.

  • Marcin pisze:

    Uważam, że to obrzydliwy pomysł, to nie Ameryka Południowa. To że kiedyś jedzono w Polsce nie oznacza, że należy wracać to pomysłów sprzed iluś tam lat. Zmieniła się trochę percepcja. Równie dobrze można zjadać psy. A dlaczego nie? Pełno ich w Polsce. Potrzymamy trochę psa w domu, potłuczemy kijem jak w Chinach i mamy fajne mięso. Zapomina Pan, że spostrzeganie potencjalnych zwierząt jako „obiadu” różni się pod daną szerokością geograficzną. Proponuje także dołączyć do listu karaluchy i inne owady- to też cenne zrodło białka a dzieci się będą zadowolone. Proszę napierw przestestować na najbliższej rodzinie

    • Wojas pisze:

      Moja babcia w latach 80/90 hodowała świnki morskie w oborze razem z krowami (okolice Zarszyna). Twierdziła, że gdy są świnki to jest wtedy mniej szczurów w obejściu ponieważ one podnoszą alarm. Mama mówiła mi że oni tych świnek nie jedli nigdy ale sąsiadka, która jest w wieku mojej babci mówiła że po wojnie jedli świnki i ich mięso było traktowane na równi z króliczym.

  • marek pisze:

    co prawda jeszcze nie jadlem swinki morskiej ,ale skoro jadam kilka razy w roku wieloryba i renifera, ktore w Norwegii sa do kupienia w kazdym supermarkecie ,jadlem roznosci w czasie podrozy po Azji,wielblada i koze w Tunezji a w Europie byla,jest tradycja jedzenia psow i kotowSzwajcaria nie widze w tym pomysle nic nie naturalnego.Owoce i warzywa sciagamy z calego swiata , sol z Himalajow farmy i restauracje ze strusim miesem dobrze prosperuja np.w niemczech.W artykulach i filmach na YT pan Lukasz pokazuje nam dawno zapomniane, nie znane wiekszosci rosliny jadalne , wszyscy szczesliwi i pieja z zachwytu, ale zwierzatko …..brak mi slow Ps konskie kabanosy, to przysmak z dziecinstwa, slimaki ,zabie udka zawsze kupowalem w Venlo jak wracalismy z weekendu spedzonego w Holandi. TOLERANCJA to slowo klucz, pozdrawiam

  • Malgorzata pisze:

    Swinka to zwierze domowe. Jako dziecko byla moim zwierzatkiem zamiast psa , nazywala sie Maszka. One sa bardzo madre, reaguja na imie i gdy sie je wola przychodza. Nigdy bym nie zjadla swinki morskiej , dla mnie nie do zaakceptowania tym bardziej hodowla na uboj. Wogole przestalam jesc mieso , bo to niezdrowe. Namawiam wszystkich do stania sie roslinozercami : ) hmmm cos trzeba jesc ale tylko zeby nie umrzec a od czasu do czasu mozna sobie dogadzac kulinarnie.

  • Miłośnik Świnek pisze:

    Ludzie zeżrą świnię, która jest bodaj najinteligentniejszym zwierzęciem mieszkającym z człowiekiem, a jeśli chodzi o zjedzenie świnki morskiej – gryzonia – nagle podnoszą larum. HIPOKRYZJA! Jeśli nie zjesz świnki, to nie powinieneś jeść w ogóle mięsa człeku durny. Kawie są nawet znacznie bardziej ekologiczne od takich hodowli bydła czy świń. Szczególnie byłoby to korzystne gdyby ludzie prowadzili tak jak w Peru małe hodowle przydomowe. Ich hodowla wydziela w porównaniu bardzo mało gazów cieplarnianych i zjada się za jednym razem całe zwierzę (bez wnętrzności, podrobów).

  • Scyta pisze:

    Po okolicznych wioskach (Żywiecczyzna) krążą opowieści o rolniku/rolnikach którzy hodowali kawie na mięso na przestrzeni lat 60-80. Jedna ze starszych mieszkanek opowiadała nawet, że sama brała udział w ich oprawianiu i przygotowywaniu, głównie jako mięso rosołowe, ale również na pieczyste.

Skomentuj XD Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.