Na podmiejskich terenach Polski niżowej i wyżynnej w krajobrazach otwartych, tam gdzie kiedyś były pola i łąka, a teraz nikt nie orze ani nie kosi dominują trzy rośliny: amerykańskie nawłocie, nasz rodzimy wrotycz pospolity oraz trzcinnik piaskowy (Calamagrostis epigejos). O ile nawłocie i wrotycz rozpoznaje wiele osób, to trzcinnik jest rośliną słabo zauważaną. Niektórzy jedynie zbierają go do suchych bukietów, palm wielkanocnych albo jedynie notują w swojej świadomości obecność tej ładnej, wysokiej trawy.
Z trzcinnikiem jest jednak poważny problem. To niezwykle ekspansywna trawa. Rozmnaża się przez rozłogi. W ciągu kilku lat z jednej rośliny może powstać łan o powierzchni kilkuset metrów kwadratowych (podobnie jak w przypadku trzciny i wielu innych traw). Trzcinnik rośnie dobrze na większości gleb świeżych i suchych. Tworząc jednogatunkowe zwarte łany, prawie zupełnie eliminuje różne kwitnące wysokie zioła, które rosłyby na niekoszonych łąkach, takie jak dziurawiec, chaber łąkowy, tojeść, krwawnica, lebiodka, skrzypy itp. Zabiera im wodę i światło i skutecznie je eliminuje. Na dodatek jest tzw. rośliną pyrofilną (ogniolubną). Sprzyja pożarom i świetnie się odnawia po spaleniu trawy. Jego pędy na wiosnę są niezwykle łatwopalne, chyba najbardziej ze wszystkich roślin. Wystarcza niedopałek i mamy duży ogień. Trzcinnik na tym korzysta, bo płoną młode drzewka, który mogłyby się zamienić w las, który trzcinnika zacieni i wyeliminuje.
Co zwalcza trzcinnik?
Po pierwsze wypas albo koszenie. Koszenie raz w roku ogranicza jego dominację, ale go nie zabija. Nie zabija go nawet trzykrotne koszenie w roku, ale ilość odbijających pędów bardzo maleje. Trzcinnik lubi wypuszczać dodatkowe nowe źdźbła w okresie ciepłego września i wtedy warto dodatkowo łąkę skosić, żeby go ograniczać.
Po drugie można próbować chemii, choć nie jest to moja droga. Jednak zaznaczyć należy, że jednokrotny oprysk glifosatem ok. 10 maja jest w stanie usunąć 99% populacji, a potem można teren kosić. Inną opcją są środki przeciw jednoliściennym.
Zwalcza go też zalesienie terenu… wybetonowanie… wyasfaltowanie.
Piszę o trzcinniku, gdyż widzę, że jest coraz większy z nim problem. Stanowi też bardzo poważny problem w ochronie łąk i muraw np. na Węgrzech. Trzcinnik piaskowy i pokrewny trzcinnik leśny Calamagrostis arundinacea stanowią też uporczywe chwasty upraw leśnych. W łanach trzcinnika drzewa rosną bardzo słabo.
Jest to niestety roślina mało użyteczna. Jest świetna do zadarniania pasów między autostradami i stanowi jednak fajne pokrycie szałasów. Źdźbła są mniej trwałe od trzciny, ale wytrzymują kilka lat. Daje bardzo ciepłą mięciutką strzechę. Poniżej link do filmu instruktażowego robienia szałasu z kijów olchowych i z runi niekoszonej łąki, w której 90% to trzcinnik.
Dobrze kosić w czasie pełni, wtedy cała energia rośliny jest „u góry” i bardzo osłabia korzenie. Kosząc w nów roślinę generalnie się wzmacnia.
Panie Łukaszu, brakuje mi jeszcze, skąd on się wziął, czy zawsze był taki problem z trzcinnikiem, a jeżeli nie, to dlaczego nagle teraz?
Trzcinnik jest gatunkiem rodzimy. W przeszłości ograniczał go wypas i koszenie. Teraz mamy miliony hekatarów zarastających odłogów, skąd się rozsiewa. Dopłaty do koszenia go trochę ograniczają, ale i tak mamy wiele nieużytkowanych parcel. Nic z tym się nie da zrobić, ale warto być świadomym, że jak raz trzcinnik wejdzie, to trzeba dziesiątki lat, żeby go usunąć.
Dziękuję za odpowiedź.
Jeśli coś jest rodzime, to jego inwazyjnosc wydaje mi sie wątpliwa. W mojej okolicy wrotycz spotykam rzadko. Chyba słabe gleby nie są odpowiednie. Tu lepiej sobie radzi krwawnik
Dla takiej chaty, jak na zdjęciu u góry, zniósłbym nawet tego trzcinnika na pierwszym planie… :)
to nie moja, ala agroturystyka Maciejewka w Zachoczewiu
A mnie ten trzcinnik się podoba, w sensie ogrodowym. Właśnie w takich łanach. Może w naturze rzeczywiście jest szkodnikiem.
Skoro zwalczał go wypas, to trzeba wrócić do źródeł…
Dopłaty do czegokolwiek to socjalizm, a w naturze takowego nie ma. A glifosfat i jego pochodne powinny być zakazane jako koszmarna trucizna zagrażająca ludziom i zwierzętom.
P.S. Bardzo ciekawy blog. Zaczynam się wczytywać z przyjemnością.
Bardzo dziękuję za wyczerpujące informacje. Nie miałam pojęcia, jak się go pozbyć i doszłam do wniosku, że zrobię z niego chociaż strzechę dachu. Zrezygnuję z tego niebezpiecznego pomysłu.
Jeszcze parę lat temu nie zwracałem żadnej uwagi na ten rodzaj trawy, była to po prostu trawa jak każda inna. Kilka lat temu odziedziczyłem po ciotce małe ranczo w okolicy Opola. Pierwsze co uderzyło mnie w ogrodzie i na odłogiem leżących polach to właśnie ten gatunek trawy, który był dosłownie wszędzie. Prawdzie oblicze tej rośliny poznaliśmy z żoną wtedy kiedy próbowalismy ożywić ogród przydomowy warzywami i kwiatami ozdobnymi. Kopaliśmy, grabiliśmy i wyciągalismy z gleby dziesiątki metrów białych odłogów tej trawy. Wyglądało to jak gęsta podziemna pajęczyna, praktycznie nie do opanowania. Była to żmudna, kilkuletnia praca, w tej chwili mamy kilkadziesiąt metrów kwadratowych wolnych jako tako od trzcinnika, ale musimy być czujni bo ciągle wyciągamy z ziemi jakieś niedobitki, które z ogromną witalnością próbują opanować na nowo nasz warzywnik. Podobnie rzecz ma się z podagrycznikiem, rośnie wszędzie i wydaje się nie do pokonania. Zauważyłem przy tym pewną prawidłowość, o której już tu wspominałeś, zarówno trzcinnik jak i podagrycznik nie znoszą permanentnego wykaszania lub obrywania zielonych części nadziemnych. Ponadto mocno wycofują się z miejsc wydeptywanych czy to przez ludzi czy też zwierzęta. Mój sąsiad trzyma od wiosny do jesieni kury w ogrodzie w tzw ruchomym wybiegu; po prostu co tydzień lub dwa, przesuwa wybieg w inne miejsce. Tam gdzie kury „orały” i deptaly ziemię nie uświadczysz ani trzcinnika ani podagrycznika.
Szukając oficjalnej nazwy tego gatunku trawy przypadkowo trafiłem na Twój blog, stąd też i chęć podzielenia się przeżyciami w walce z tą rośliną.