Barszczem Sosnowskiego, wielką parzącą byliną, straszy się zawsze ludzi jak potworem. Jak rozpoznać barszcz i gdzie występuje, pisałem w innym poście.
Dzisiaj chciałbym napisać o swoich wrażenia z odwiedzin jego ojczyzny: wyższych partii Kaukazu. Podczas swoich etnobotanicznych badań dzikich roślin jadalnych w tym roku zawędrowałem do uroczej Swanetii, tajemniczej wysokogórskiej krainy, do niedawna bardzo odizolowanej od reszty świata. W Swanetii, gdzie wioski położone są na wysokości od 1200 do 2300 m n.p.m. barszcz występuje jako roślina przychaci. Nie jest jednak tak ekspansywny jak u nas, przypuszczalnie dlatego, że ma więcej naturalnych owadzich i grzybowych wrogów. Jego wzrost ogranicza także powszechne tu pasterstwo – krowy nie dopuszczają do jego rozrostu. Pojawia się natomiast licznie zwykle wzdłuż płotów w miejscach ogrodzonych, przeznaczonych na łąki i warzywniaki – tam zwierzęta nie mają dostępu.
Ludzi, od pokoleń przywykli do jego obecności, nie ekscytują się nim. Wiedzą, że można się nim poparzyć. Co ciekawe napotkałem informację, że jest w Mestii używany jako roślina lecznicza… na prostatę. Dostałem nawet od swojego gospodarza słoik suszonych korzeni barszczu Sosnowskiego. Parę garści suszonych korzenie zalewa się 2-3 litrami wody i gotuje, o ile dobrze pamiętam, kilkanaście minut. Potem pije się po 100 ml takiej herbatki trzy razy dziennie.
Na jednym z wykładów na konferencji o roślinach inwazyjnych kilka lat temu słyszałem też opowieść, że mieszkańcy Kaukazu dodają owoców barszczu Sosnowskiego jako przyprawy do kiełbas. W gruzińskim Kaukazie z tym się nie spotkałem, no ale byłem tu tylko kilka dni. W Iranie, pokrewny gatunek barszcz perski jest rzeczywiście używany jako przyprawa (suszy się owoce barszczu).
W okolicach Mestii urzekły mnie wielkie ilości lulka czarnego, pokrzyku wilczej jagody i piołunu rosnącego na pastwiskach. Jako, że był to okres świętojański włożyłem je sobie pod poduszkę. Ogólnie raj dla czarownic i miłośników mocnych halucynogenów. Lulek i pokrzyk to nasze rodzime halucynogeny, zawierające bardzo silnie działające alkaloidy tropanowe. Były wykorzystywane od tysiącleci przez europejskie czarownice, między innymi do robienia wiedźmich maści. Takich ilości tych roślin jak w Swanetii nie ma chyba nigdzie na świecie!
Barszcz Sosnowskiego na przypłociach Uszguli
Korzeń barszczu Sosnowskiego jako lek na prostatę w Swanetii
Mój świętojański bukiet: lulek, pokrzyk i piołun
widok na Uszguli i najwyższe partie Kaukazu
Pod Uszguli wybiegł nam z lasu na drogę biały koń! Co za szamańskie miejsce i czas – piołun, lulek, pokrzyk, dziewanny, dzień Św. Jana i jeszcze biały koń…
Łąki pod Mestią, bardzo podobne do polskich. Grodzi się je płotami, bo całym terenie hasają setki krów.
Babuszka z Uszguli uczy nas leczniczych roślin używanych we wsi
Pastwiska z azaliami koło Mestii:
Oj ten barszcz Sosnowskiego… znam dziewczynę w wieku pana córek, szkoła średnia, kierunek- architektura krajobrazu. Dziewczynka była na praktyce w czerwcu. Miała pod opieką ogród. W słońcu pieliła roślinki w kucki. Jakieś takie małe.. wyrywała, a one wokół niej rosły… Na drugi dzień całe nogi i okolice ud, pachwin miała w ranach. Właściciel ogrodu zgłupiał, szkoła też. Dziewczyna wylądowała na pogotowiu z cieżkimi poparzeniami pachwin. To był malutki barszcz Sosnowskiego. Spędziła miesiąc w szpitalu i ma blizny.
Blizny znikają podobno po przykładaniu mięsa przez 2 tygodnie non stop. Barszcz Sosnowskiego podobno leczy skutecznie stwardnienie rozsiane.
Witaj
Wspominasz o nasionach jako przyprawa. Onegdaj natrafiłem na wzmiankę o stosowaniu sproszkowanych nasion Barszczu perskiego w Turcji jako Golpar, nie tylko w czystej postaci ale i zmieszane z octem winnym.