Nie wiem czy zauważyliście, ale w wielu parkach, szczególnie tych znajdujących się w miastach, grabi się liście. To dobrze, czy źle? To zależy… Czynność tę wykonuje się głównie po to, aby ograniczyć zaleganie liście na parkowych trawnikach. Obecność liści powoduje zanikanie trawy i utrudnia koszenie. Aktywność taka nie pozostaje jednak bez wpływu na zbiorowisko roślinne.
Co się dzieje kiedy zabieramy ściółkę? Po pierwsze zmniejszamy żyzność gleby. Usuwamy po prostu składniki pokarmowe z danego miejsca. Kiedyś grabienie ściółki było powszechnie praktykowane w przywioskowych lasach. Opadłych liści używano jako podściółki w oborach (zamiast słomy). W runie lasów, gdzie grabiono ściółkę zachodziło szybsze bielicowanie gleb. Nawet w lasach liściastych często pojawiała się borówka czernica. Charakterystycznym elementem lasu, z którego usuwa się liście jest też silny rozwój warstwy mchów. Zdarzało się, że w runie drzewostanu, w którym grabiono ściółkę i wypasano bydło rosły tylko mchy. W latach powojennych, o ile się nie mylę za Gomułki, zakazano wypasu i koszenia w lasach. Pozwoliło to na odrodzenie się warstwy wyższych i bardziej wilgociolubnych ziół leśnych. Oczywiście nieliczne gatunku ucierpiały, na przykład zaczęła ustępować sasanka. Runo typu boru mieszanego zaczęło przekształcać się w runo bardziej grądowe (lasu typowo liściastego).
Warto zaznaczyć, że wygrabywanie ściółki nie tylko sprzyja mchom, ale także niektórym wybranym roślinom lasów liściastych. W wielu parkach obserwuję bardzo powtarzalną zależność. W płatach gdzie grabi się ściółkę rozwija się dużo ziarnopłonu, kokoryczy pełnej, złoci żółtej i fiołków wonnych. A w miejscach pokrytych ściółką mamy dominację zawilca gajowego lub/i żywca gruczołowatego. Dlaczego? Bo zawilec rozrasta się przy pomocy pełzających kłączy, nie znoszących silnego przesychania. Kłącza te umiejscowione są zaraz pod ściółką. Ściółka więc tworzy dla niego idealne warunki wzrostu. Tymczasem na przykład kokorycze rozmnażają się głównie z nasion (swoją drogą roznoszonych przez mrówki). Obecność liści uniemożliwia zupełnie kiełkowanie siewek kokoryczy, a miejsca odsłonięte przez grabienie są idealnym siedliskiem dla kiełkujących nasion tego gatunku. Inaczej sprawa wygląda z ziarnopłonem. On rozprzestrzenia się wegetatywnie przy pomocy małych bulwek korzeniowych. Bulwki te jednak są przenoszone przy grabieniu.
Podobny efekt do grabienia ma wiatr. Na Pogórzu Karpackim często obserwuję, że w miejscach małych pagórków, tam gdzie wiatr wywiewa ściółkę mamy dużo mchu, kokoryczy i cebulicy dwulistnej. Ta ostatnia roślina cebulowa do kiełkowania potrzebuje miejsc bez ściółki i też pięknie rośnie w parkach. Z resztą podobnie jest z krokusami, które świetnie rozsiewają się w luźnym drzewostanie liściastym bez ściółki.
Rozważania o grabieniu można przenieść na łąkę. Tu też to czy zgrabujemy skoszone siano (i usuwamy go z łąki) ma wielkie znaczenie. Zależnie od tego czy chcemy zwiększyć lub zmniejszyć żyzność łąki możemy pozostawiać na niej skoszoną trawę lub nie. Pamiętam, że po upadku PGRów ponad 20 lat temu wiele łąk w Beskidzie Niskim przez nie użytkowanych było silnie przenawożonych i zachwaszczonych ostrożniem polnym, pokrzywą i innymi gatunkami azotolubnymi. Obecnie po 20 latach bardziej ekstensywnego użytkowania (bez nawożenia) ale dalej przy usuwaniu siana (zgodnie z wymogami dopłat unijnych) ich flora się „poprawiła”, tzn. zanikło wiele chwastów i pojawiło się więcej roślin typowych dla łąka kośnych. Zalegające gnijące siano na łące nazywamy „wojłokiem”. Taki wojłok z gnijącego siana nie tylko zwiększa żyzność, ale też ogranicza kiełkowanie siewek roślin łąkowych. Tymczasem na łące oprócz bardzo długowiecznych bylin o silnych systemach korzeniowych jak krwiściąg lekarski, rdest wężownik, chaber łąkowy itp.,mamy też krótkowieczne byliny (zamierające po kilku latach) i wymagające stałego zasilania nowymi populacjami siewek. Takie właśnie gatunki, jak złocień zwyczajny, firletka poszarpana czy dzwonek rozpierzchły bardzo zyskują na grabieniu siana na łące.
Grabienie siana jest też wspaniałym czynnikiem ułatwiającym rozsiewanie nasion na łące. Grabiący przesuwa często o kilka metrów skoszone łodygi roślin. Ma to szczególne znaczenia dla rozsiewania wolnorosnących roślin o ciężkich nasionach np. dla pierwiosnka wyniosłego i lekarskiego.
Koło mnie pojawiła się nowa formacja: łąki roundupowe. Właściciele dziełek, gdzie do niedawna były kośne łąki (na siano), przestali kosić i zbierać siano, za to zlewają teren roundupem, w porze mniej więcej sianokosów, przez co robi się zżołkła „sawanna” — przykry widok! — a miejscami „wojłok”, przez który przebijają się siewki innych roślin. Co ta przyroda musi wytrzymywać…
tak, to kolejny ciekawy problem, prowadzę nad nim badania…