Nadleciał dudek. Znowu jest przełom kwietnia i maja. Znowu robi „uuuuuuu”. Kiedyś znajoma, Jadzia Brzozowska, zapytała mnie jak to robię, że łączę w życiu tyle rzeczy i jakoś to działa. Odpowiedziałem: po prostu wszystko robię o odpowiedniej porze roku. Przypomniał mi się wtedy film o mężczyźnie, który przez dwadzieścia lat odwiedzał swoją starą kochankę tylko w swoje urodziny (potem w życiu spotkałem takiego człowieka i nawet robił to już lat trzydzieści!).
Już wiele lat temu zauważyłem, że pewne pory roku są odpowiednie lub nieodpowiednie do pewnych działań. Z czasem stworzył się cały kalendarz różnych aktywności i wydarzeń, i rzeczywiście mogę robić wiele rzeczy, ale zawsze wpisanych w ten cykl słoneczny. Od wielu lat robię dwa warsztaty na przełomie kwietnia i maja. Kiedyś robiłem ten pierwszy wcześniej, w połowie kwietnia, ale wtedy znowu mam najwięcej zamówień na nasiona i dużo telefonów, więc przesunąłem pierwszy warsztat o tydzień później. Czasem są to bardzo subtelne różnice w samopoczuciu. Na przykład zawsze czuję się czymś przytłoczony w czerwcu, zmęczony. Przytłoczony trawą, wilgocią z niej wychodzącą, pyłkami, strasznie długim dniem. Wtedy więc nie robię warsztatów roślin jadalnych, choć roślinny materiał by na nie był. To moje okropne samopoczucie rozwija się mniej więcej do 5-7 lipca i wtedy pęka jak bańka mydlana. Więc kolejne warsztaty robię w połowie lipca. Może ma to też związek w pogodą? U nas pod koniec czerwca często bardzo leje i tak koło połowy lipca pogoda robi się suchsza, a grzybów jeszcze w bród. Może powinienem podsumować, jak to powiedział mój przyjaciel fizyk kwantowy Szymon, że moje działania są idealnym rozwiązaniem równania, w którym się znalazłem? Myślę jednak że się myli, mniemam że równanie mojego życia ma przynajmniej kilka rozwiązań…
Przez kilka lat wyjeżdżałem też do Chorwacji na przełomie października i listopada. Pozwalało to naturalnie przedłużyć sezon ciepły w Polsce. Bo tam było jeszcze 15-20 stopni, a więc nie był to szok dla organizmu jaki fundujemy sobie wylatując na ferie zimowe do Afryki. Podobnie wyjeżdżam często na południe Europy w marcu – to też w miarę płynnie wydłuża sezon ciepły. A zima zostaje w jednym kawałku… na pisanie przy piecu (choć chętnie kiedyś wyjechałbym choć raz na całą…).
Ten doroczny cykl wydarzeń dobrze znany jest rolnikom. Pomimo całego znoju tej pracy bycie rolnikiem na wsi miało przynajmniej do niedawna tę zaletę, że wykonywało się różne czynności, różnymi partiami mięśni. Raz się kopało, raz cięło, wyrywało, sypało, podrzucało. Dzisiaj oczywiście część z tego zastąpiły maszyny. Pozostaje jednak ten doroczny rytuał czynności i cykliczność zjawisk.
Czasem te moje działanie są ściśle związane z kwitnieniem pewnych roślin. Na wiosnę z niecierpliwością wyczekuję kwitnienia śnieżyczek i śnieżyc. Zwykle kwitną u mnie wcześnie, od początku marca. Kiedy już przez 2 tygodnie nacieszę się nimi wyruszam w podróż na południe, w poszukiwaniu wiosny. Mijam Budapeszt z kwitnącymi żonkilami, okolice Zagrzebia już rozkwitłe czereśniami, Góry Dynarskie z kwitnącymi dereniami jadalnymi, pierwiosnkami i psizębami. I spuszczam się w dół Velebitu, przez tunel Św. Rocha do Dalmacji już pełnej różowo kwitnących migdałów. Tę magiczną marcową podróż wykonywałem już pięć razy. Kiedy wracam, noszę już czapkę, bo pod koniec marca w drodze powrotnej często czeka mnie ostatni śnieg. Sunę jednak autostradą z nadzieją, towarzyszą mi już stada bocianów i żurawi. A niedługo znowu zobaczę dudki.
Z tego się robi osobisty blog, Panie Łukaszu! Fajnie, fajnie!
„Kukułka kiedy kuka, przedstawia się” napisał kiedyś znany ornitolog amator – Julian Tuwim.
A dudek też i to w wielu językach. Nazwy tego ptaka w ogromnej większości mają korzenie onomatopeiczne. Np nazwa łacińska – Upupa epops – jest łacińska tylko w pierwszym członie (Upupa), bo w drugim (epops) – grecka, oba pochodzą od imitacji głosu tego ptaka. J. polski – tak samo, podobnie np. j. angielski (hoopoe itd). A jeśli są dudki, to są wierzby i… krowie placki (a w nich duże owady, którymi sie żywi)… może jeszcze nie jest tak najgorzej z tym środowiskiem, zwłaszcza na podkarpaciu. Ech, dużo bym dał za taka głowiastą wierzbę na działce. Jak ją – zrobić?
wierzbę trzeba posadzić, poczekać kilka lat, ściąć na wys. 2 m i potem co roku w zimie obcinać odrosty. A dlaczego dudki lubią wierzby? Gnieżdżą się tam? Uwielbiam dudki, w tym roku jest ich wyjątkowo dużo u nas.
Cytuję za Wikipedią: „Skraje starych widnych drzewostanów liściastych i aleje drzew w pobliżu rowów, pól i ugorów w obrębie terenów otwartych. Niewielkie prześwietlone lasy z rozległymi polanami, przerębami i szerokimi przecinkami, obrzeża dużych lasów sąsiadujące z otwartymi terenami, także sady i obrzeża siedlisk ludzkich (a nawet osiedli). W Polsce wybiera często naturalne doliny rzek i krajobraz rolniczy. Lęgnie się na pastwiskach i łąkach z pojedynczo rosnącymi drzewami z dziuplami, gdzie może wydać na świat potomstwo. Gdy dziupli brakuje, wybiera dziury w ziemi lub sterty kamieni. Preferuje miejsca, gdzie wypasane jest bydło, gdyż na otwartych przestrzeniach zbiera pokarm. Preferuje tereny suche i ciepłe porastane przez niską roślinność i z sypkim podłożem. Unika zwartych lasów. ” A ja przecież tworzę krajobraz mozaikowy, łąkę leśną!!! To dlatego mam tyle dudków… Bo kochają moje pojedyncze drzewa na łąkach! Mam też sterty głazów, stare drzewa z dziuplami, leśne polany.
Świetny tekst.Stanowi o tym,że warto zostać w Polsce.Tu jeszcze można cieszyć się 4 cyklami przyrody.Są takie miejsca na Suwalszczyznie,że rolnicy kosy klepią.
Pozdrawiam,
Piotr Zimnicki.
Nazywamy Dudkiem naszego synka Hugo, kiedy miał niespełna rok czytaliśmy Mu wierszyk Tuwima .. Lokomotywa.. Kiedy padały słowa
.. I DUDni i stukca lomoce i pędzi.. Bardzo się cieszył i próbował podskakiwac.
Pozniej przyszła wiosna a na naszej działce zamieszkała ptasia rodzina Dudków, od tamtej pory kiedy Hugo jest z nami na świecie dla nas te piękne ptaki cuDUDUdownie nam towarzysza.
Tak jak tutaj na tym wpisie.
Dzięki.
Wspanialy wpis i madry.
Ja zaczynam mieć podobnie. Myślę, że to przychodzi z czasem. Kiedyś (szkoła, studia, początek pracy) nie zwracałam za bardzo uwagi na pory roku czy pogodę, a święta mnie irytowały, zwłaszcza jak Boże Narodzenie zaczęło się pojawiać na półkach w marketach już w październiku. Teraz mam taki klimat, że każda zmiana pogody na cieplejszą, suchszą i słoneczniejszą to prawie święto ;-) i każda taka odmiana jest dobra. Śnieg to święto. Co do negatywnych aspektów – mnie często dopada jakieś pogorszenie kondycji w przesilenie wiosenne.
Jeżeli mowa o dudkach, to przypomnę kabaret Dudek z dialogiem 'Sęk’ (tematycznie nie związanym z dendrologią).
Poza tym bardzo fajny, felieton. Pozdrawiam i życzę łagodnego czerwca:)