Sukcesja i klimaks

Poniżej publikuję rozdział mojej książki „Dziki ogród”, który w tamtym roku wydało wydawnictwo Nasza Księgarnia. Książka jest poradnikiem jak założyć dziki, bioróżnorodny ogród.

Chyba najważniejszym terminem ekologicznym w tej książce jest sukcesja. Oznacza następowanie po sobie zbiorowisk, nieuchronny proces zmiany roślinności, zwykle polegający na powolnym zwiększaniu wysokości roślin w zbiorowisku i gromadzeniu gleby. Sukcesja powszechnymi występuje w ekosystemach. Zwykle w drodze sukcesji ze zbiorowisk niskich i mało skomplikowanych strukturalnie tworzą się zbiorowiska wyższe i bogatsze. Nie jest to jednak reguła i pewne zbiorowiska z pośrednich faz sukcesji, na przykład łąk czy muraw, mogą być bogatsze niż zbiorowisko leśne, które po nim następuje. Jeśli już wytworzy się las, on także się przemienia. Zmiany mogą wynikać z tego, że w drzewostanie pojawią się inne gatunki, ale też z powolnych przemian w glebie, polegających na gromadzeniu się ściółki leśnej, tworzeniu większych warstw humusu albo ubożeniu wierzchnich warstw gleby przez tzw. bielicowanie (wymywanie składników odżywczych w głąb profilu glebowego).

Już kiedy byłem nastolatkiem, fascynowała mnie sukcesja następująca na porzuconych polach i skrzętnie notowałem, jakie gatunki występują w różnych jej fazach wokół mojego domu. Pewnego razu jako uczeń liceum wybrałem się na wycieczkę do Krakowa. W tamtejszym ogrodzie botanicznym zerwałem małe gałązki różnych gatunków drzew do zielnika, a na Plantach około roku 1987 zebrałem nasiona jesionu pensylwańskiego (wyrosło z nich jedno drzewo, które żyje nadal w ogrodzie moich rodziców). Łaziłem wtedy po antykwariatach i odkryłem jeden ciekawy na Starówce, przy ulicy Świętego Marka. Znalazłem w  nim „Wiadomości Botaniczne”, a w nich artykuł o obserwacjach sukcesji na powierzchni badawczej w Jelonce koło Puszczy Białowieskiej, prowadzonych przez profesora Janusza Bogdana Falińskiego. Moment ten miał zasadniczo zmienić moje życie, gdyż potem wybrałem profesora Falińskiego jako promotora swojej pracy magisterskiej, a w Puszczy Białowieskiej spędzałem całe miesiące. Moje losy na tyle się dodatkowo symbolicznie splotły z Jelonką, że byłem tam akurat w dniu, kiedy wybuchł straszny pożar, który zniszczył większość rezerwatu. Profesor cieszył się z tego, traktując to jako naturalny eksperyment. Potem mógł obserwować sukcesję w wypalonym lesie, co rzadko zdarza się w lasach gospodarczych (wspomnieć tu należy obłęd leśników wycinających zaschłe świerki w Puszczy Białowieskiej).

Profesor przez wiele lat kierował Białowieską Stacją Geobotaniczną. Jest to budynek położony na szczycie wzgórza na skraju wsi Białowieża, w pobliżu rezerwatu ścisłego Białowieskiego Parku Narodowego. Na tyłach stacji utworzono niewielki ogród. W jego centrum znajduje się ogrodzony siatką kawałek porzuconej łąki. Od lat obserwuje się procesy, które zachodzą na tej łące. Bardzo dokładnie, na niewielkich poletkach bada się, jak łąka zamienia się w las, jak na niekoszone miejsca wchodzą wyższe rośliny, które drzewa się zasiewają itp. Oczywiście jest w tym dużo losowości: w jednym miejscu gawrony naniosą orzechów, w innym sójka posadzi żołędzia, a w jeszcze innym na kretowisku zasieje się brzoza. Ogólne jednak procesy dążą w podobnym kierunku – od zbiorowiska niskiego, zdominowanego przez rośliny zielne, do zbiorowiska wysokiego, złożonego z drzew. Takie „ostateczne” zbiorowisko nazywamy klimaksem. Od wielu lat w ekologii roślin toczy się dyskusja, na ile jest to zbiorowisko jednolite w jednej strefie klimatycznej, na ile na różnych glebach o podobnej wilgotności ten wpływ gleby widać nawet w ostatecznym zbiorowisku i na ile te gleby (i zbiorowisko) się upodabniają. U nas przez długi czas uważano, że na niżu na wszystkich glebach o średniej wilgotności długofalowo istnieje tendencja do tworzenia się czegoś na kształt boru mieszanego czy lasu mieszanego. Obecnie wśród ekologów roślin dominuje pogląd, że klimaks różni się w zależności od podłoża geologicznego, czyli na wapieniu lub glinie będzie to las liściasty (buczyna czy grąd), a na piaskach i bór, i las liściasty, zależnie od lokalnych czynników. No i klimaks podlega pewnej fluktuacji, gdyż nawet klimat nigdy nie jest zupełnie stały. Obecny kończący się duży udział świerka w Puszczy Białowieskiej jest wynikiem ochłodzenia klimatu w czasach, gdy te świerki wyrastały. W ogóle Puszcza Białowieska jest ważnym miejscem dla miłośnika dzikich ogrodów. Jej rezerwat ścisły to największy fragment klimaksowego lasu na niżu Europy. Przez setki lat specjalnie chroniono go jako obszar polowań dla polskich królów, potem także jako zwierzyniec cara Rosji. Drzewostan znajdował się tu pod znikomym wpływem człowieka (widoczne są jednak na przykład ślady bartnictwa). Już kiedy po I wojnie światowej utworzono Białowieski Park Narodowy, las ten miał charakter mało zmienionej przez człowieka puszczy. Dalsze sto lat jego istnienia jako rezerwatu gwarantuje, że pod względem roślinności jest to najdzikszy fragment europejskiego niżu. To las na terenach polodowcowych, dzięki czemu znajdują się tu i uboższe piaszczyste bory, i dominujące tu miejsca żyźniejsze z grądami i łęgami, na glinach i bardziej zasobnych piaskach i żwirach.

Jeśli więc chcecie zobaczyć, jak będzie wyglądał wasz ogród po 300 latach po porzuceniu, zajrzyjcie do puszczy. No i koniecznie odwiedźcie rezerwaty przyrody w swoim województwie. Podpowiedzą wam, jakie gatunki sadzić w lesie.

Przypomina mi się 37. Seminarium Geobotaniczne, które odbyło się w roku 1992 w Warszawie w ramach zebrania Sekcji Geobotanicznej Polskiego Towarzystwa Botanicznego, zatytułowane Pierwotność przyrody polskiej. Organizator, profesor Janusz Faliński, uznał je za na tyle doniosłe, że jego zapis magnetofonowy opublikowano w piśmie „Phytocoenosis”. Uczestnicy – ekolodzy roślin i archeolodzy – dyskutowali o tym, kiedy przyroda Polski przestała być pierwotna. Czy 12 000 lat temu, kiedy ostatnie zlodowacenie zaczęło ustępować i systematycznie wzrastało zaludnienie? Tylko wtedy jeszcze była tundra… Czy lasy, które ukształtowały się potem, wpierw typu tajgi brzozowo-sosnowej, a potem dopiero z udziałem innych gatunków: dębu, lipy czy wiązu, były jeszcze naturalne? A może oddziaływanie człowieka było u nas jeszcze 2000–3000 lat temu na tyle małe, że ówczesny las, przynajmniej w części kraju, można by uznać za pierwotny? Czy naturalny jest Białowieski Park Narodowy, ostatni prawie nietknięty ręką człowieka obszar lasu na Niżu Europy?

Wszyscy dziwili się, dlaczego chcę pisać u niego pracę. Profesor był osobą srogą i wymagającą. Na pewno częściowo wynikało to z jego wielkopolskiego pochodzenia. Z perspektywy czasu bardzo sobie cenię te elementy pruskiego drylu, który u mnie zaszczepił. Od profesora dowiedziałem się, że najważniejszą zasadą biologa terenowego jest notowanie daty i miejsca każdego znaleziska albo obserwacji. Do dziś jestem mu za to wdzięczny, bo dzięki tej radzie prowadzę dziennik ogrodowy (każdy poważny ogród powinien taki mieć!). Pamiętam, jak zastanawiałem się, gdzie pisać pracę magisterską. Profesor Andrzej Batko (mój drugi wielki naukowy guru) poradził mi, abym wybrał właśnie Puszczę Białowieską i profesora Falińskiego jako promotora, bo dzięki temu „będę miał przez całe życie punkt odniesienia”, „będę wiedział, co to znaczy naturalny las”, „nikt mi nie wmówi, że byle lasek jest naturalny”. Tak mówił profesor Batko. I posłuchałem go.

I pojechałem do puszczy. Miałem 19 lat. Wcześniej łaziłem trochę po Karpatach i lasach Mazowsza, widziałem wiele pięknych fragmentów lasu. Ale puszcza mnie zaskoczyła. Przede wszystkim martwym drewnem – wszędzie wpół zgniłe pnie. Na nich paprocie, mchy, porosty, grzyby, nawet młode drzewka. W miejscach po przewróconych świerkach wielkie doły z wodą. Las gospodarczy żyje eutanazją – wszystkie drzewa umierają tak samo, pod piłami, kiedy przychodzi wiek rębny. To tak, jakbyśmy odstrzeliwali czterdziestolatków! Tutaj drzewa umierały różnie. Jedne gatunki, jak sosny, zasychały i stały jeszcze latami jak duchy. Inne, jak lipy i osiki, łamały się. Wreszcie świerki wiatr wyrywał z korzeniami. W tym lesie mniej było wertykalności, drzewa nie wyglądały jak wojsko stojące na baczność na placu defilad. To było pole bitwy, a może pijany taniec podczas jakiegoś prymitywnego obrzędu. Drzewa pionowe, drzewa martwe poziome. Drzewa prawie poziome, z których odrastały nowe pionowe pnie. Drzewa pod skosem. Drzewa wyrastające na drzewach. Choinki na zgniłych pniach wysokości metra. Dziury po wykrotach, w których można się utopić, martwe lipy, puste w środku, w których można spędzić noc.

Gdyby policzyć gatunki roślin w tym lesie, okazałoby się, że jest ich mniej więcej tyle ile w lesie „prawie naturalnym”, jakimś byle rezerwacie czy dobrze utrzymanym drzewostanie gospodarczym. Ale puszcza ma inną geometrię… No i więcej saprofitycznych grzybów na martwym drewnie, więcej pędraków i innych larw toczących pnie. To zresztą nie wszystkie aspekty naturalnego lasu. W puszczy żyją żubry, dziki, jelenie, wilki, lisy i rysie. Ale nie ma niedźwiedzi, wyginęły wiele lat temu, dopiero ostatnio jeden się pojawił. Czy dziki las, nietknięty siekierą, z wilkami i żubrami, ale bez niedźwiedzi, jest naturalny? Podobno kiedyś mogły tu też żyć rosomaki, dziś występują tylko na dalekiej Północy. Może dopiero Puszcza Białowieska z rosomakami byłaby kompletna, naturalna? Zwierzęta potrafią odcisnąć bardzo silne piętno na roślinności. Dziki co roku buchtują znaczny procent puszczy, która miejscami wygląda jak pole orne z pojedynczymi drzewami. Przenoszą na ryjach kłącza leśnych kwiatów. Z żubrzych placków kiełkują nasiona niektórych roślin. Bobry wycinają w pień całe nadrzeczne drzewostany. Na terenie ogrodzonym nie będzie buchtujących dzików, ale też duże zwierzęta nie będą przenosić w odchodach nasion roślin.

Jeszcze 100 lat temu w większości obszarów leśnych oddalonych od zadymionych wiosek zwisały kilkudziesięciocentymetrowe porosty brodaczki. Obecnie rzadko można je znaleźć w północno-wschodnim krańcu Polski, reszta kraju jest ich prawie pozbawiona. Względnie dużo znajduje się na oceanicznych wybrzeżach Europy Zachodniej, na przykład w Bretanii. Zwykle zachodnie wiatry przynoszą tam znad morza bardzo czyste powietrze, a jak wiadomo, większość gatunków porostów jest wybitnie wrażliwa na najdrobniejsze nawet zanieczyszczenia.

Kiedy podejmujemy decyzję o prowadzeniu dzikiego ogrodu, musimy się zastanowić, który kawałek pozostawimy sam sobie, żeby kiedyś, za kilkaset lat, przypominał puszczę, a w którym chcemy zatrzymać sukcesję. Może to się różnie odbywać – przez koszenie, wypas, wypalanie, a może tylko wycinanie niektórych drzew. Wydaje mi się, że w każdym dzikim ogrodzie da się wydzielić te dwie części, a jaka będzie ich proporcja, zadecydujemy sami, zgodnie ze swoimi potrzebami i możliwościami.

Czasem ingerencja w odnawiający się drzewostan może mieć olbrzymi wpływ na roślinność naszego lasu. Wyobraźmy sobie, że w lukach brzeziny zasiały się graby i jodły. Jeśli wytniemy jodły i zostawimy graby, uzyskamy las liściasty, będziemy mogli w nim uprawiać wczesnowiosenne geofity. Jeśli zaś doprowadzimy do dominacji jodły, będziemy mieli ciemny bór, w którym może pojawią się takie gatunki jak widłaki, wątrobowce czy paprocie, ale nie będzie już miejsca dla roślin wczesnowiosennych. Na Pogórzu Karpackim często w jednym płacie dominuje jodła, a w innym gatunki liściaste – grab, dąb czy buk. Po części pewnie wynika to z różnic w siedliskach, po części ze zjawisk losowych. Na przykład w jakimś miejscu był wiele lat temu wiatrołom i na nim na obszarze hektara odnowił się głównie jeden gatunek. Nie zawsze jest tak, że duże jednogatunkowe płaty drzewostanu to dzieło człowieka, czasem to efekt oddziaływania sił natury.

1 Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.