Pandemiczne ograniczenia w podróżach zamknęły mnie na rok w Polsce. Jest więc czas, żeby wrócić, do starszych podróży i spraw. W latach 2005-2019 odbyłem dziewięć wypraw etnobotanicznych do Chin. Szczególnie intensywnie było w latach 2011-2016, kiedy wraz z grupą prof. Yogxiang Kanga z Uniwersytetu w Yangling eksplorowaliśmy góry Qinling w Shaanxi i Gansu i ich styk z równiną Aba – wrotami do Płaskowyżu Tybetańskiego.
Nie skupiałem się tylko na roślinach. Bardzo interesuje mnie architektura i gdzie tylko mogłem fotografowałem tradycyjne chaty. I stąd ta fotorelacja im poświęcona.
Pierwsza seria zdjęć pochodzi z doliny Houzhenzi na pd-wsch. od pasma Taibai, najwyższego pasma gór Qinling. To jest w prostej linii ok. 100 km od Xi’an. Dolina ta w dużym stopniu oparła się modernizacji i niszczeniu starej architektury. Jak u większości chat w Chinach wejście jest po środku domu – bo takie domy mają dobre fengshui. Chaty są tam wysokie, izby mają między 3 a 4 metry wysokości. Stawiane są z gliny, bardzo chudej, z dużą domieszką piasku i żwiru. Budowane są z cegiełek suszonej gliny, czasem w oparciu o ramę drewnianą. Wiele obór i szop jest też budowanych z drewna w konstrukcji zrębowej. W roku 2011 niektóre chaty miały jeszcze okna z worków plastikowych po nawozach lub pergaminu, po kilku latach chyba jednak wszędzie wprawiono już szkło.
Te chaty są zimne. Opala się jedynie kuchnię małą kozą. Na wysokości ok. 1500-2000 m zimą są tam temperatury koło zera, ale zdarza się mróz. W lecie jest zwykle 20-30 C. Z powodu zimna w zimie ludzie jedzą bulwy trującego tojadu, który wyjątkowo rozgrzewa ciało. Pisałem o tym w innym poście: http://lukaszluczaj.pl/tojad-lek-pozywienie-i-trucizna-w-jednym/

































Prezentowane powyżej zdjęcia pochodzą z lat 2011-2012, w większości z wioski Diaoyutai. W roku wróciłem tam skatalogować sprzęty drewniane. Powstał o tym artykuł:
https://ethnobiomed.biomedcentral.com/articles/10.1186/s13002-017-0165-8
Natomiast wyniki badań nad dzikimi roślinami jadalnymi znajdziesz tu:
i tu:
https://ethnobiomed.biomedcentral.com/articles/10.1186/1746-4269-9-26
W roku 2013 prowadziliśmy badania w bardzo ciekawej dolinie Gongba w pd-zach. Gansu (okolice Zhouqu). Wioski na szczytach gór są zamieszkane przez Tybetańczyków, a doliny przez Chińczyków. Teren ten to od setek lat pogranicze etniczne chińsko-tybetańskie. Ludność tybetańska zamieszkuje trochę nietypowe dla niej siedliska – roślinnością potencjalną są tu lasy świerkowe z domieszka orzecha. W związku z dostępem do wysokiej jakości surowca drzewnego chaty są tu duże, zwykle mają stryszek z balkonem, gdzie znajdują się dodatkowe izby na lato. Większość chaty wypełnia wielka izba. Nie ma tu sieni jak u Chińczyków. Na środku izby jest koza z rurą prowadzącą do góry. Wokół kozy są zwykle trzy kanapy i stolik. Rodzina może więc siedzieć wokół kozy jak wokół ogniska. Na przeciw wejścia są sąsieki ze zbożem. Nad nią wiszą różne święte obrazki, mandale, ewentualnie portret Mao. Na prawo od wejścia, w narożniku wisi wędzona wieprzowina. Gotowanie odbywa się za małą ścianką lub kotarą z boku izby. Ubikacje w tych wioskach były bardzo czyste, w rogu wychodka zawsze wiązka słomy/siana. Bo w Houzhenzi w wielu domach chodzi się do wspólnej wioskowej zasranej ubikacji. Teraz to się zapewne zmienia. Gówno ludzkie jest tam ważnym nawozem, który wynosi się na pola. Mamy więc idealny obieg nutrientów.







































Wyniki badań z tej wyprawy znajdziesz tu:
https://link.springer.com/article/10.1186/1746-4269-10-20
I wreszcie zdjęcia z wyprawy jeszcze głębiej, na sam skraj Płaskowyżu Tybetańskiego. Okolice miasta Tewo (Diebu). Dolina Zhagana. O badaniach w tej dolinie już pisałem tu: http://lukaszluczaj.pl/zhagana-etnobotaniczne-badania-w-tybetanskiej-wiosce/
A wyniki z tej wyprawy są tu:
https://ethnobiomed.biomedcentral.com/articles/10.1186/s13002-016-0094-y
To już większa wysokość. Okolicę porastają lasy świerkowe, zima jest mroźna, a w lecie zwykle koło 20 C (jak byliśmy lało i było koło 13 – sierpień…). Chaty są tu mniejsze, życie toczy się wokół paleniska, wokół, którego są podwyższenia. Ściany chat są cienkie, to poprostu grube deski. Ludzie cały czas chodzą zakutani w płaszcze. Życie jest tu ciężkie. Widoczne na zdjęciach kobiety mają między 40 i 50 lat. Przez całe życie noszą z pól żęte sierpem zboże na plecach do wioski.



























A w kolejnym roku (2016) wyruszyłem do prowincji Qinghai (północna część Płaskowyżu Tybetańskiego). Ale to już inna historia…

Niesamowite. Jakie Serce Azji.
relacja jakby z innej planety, bardzo interesująca
„idealny obieg nutrientów.”
A przy okazji pasożytów, o ile 'nutrienty’ nie zostały porządnie przekompostowane.
w Chinach i tak wszystko się gotuje lub smaży
Idealnym krajem jest dla mnie Szwajcaria, tam nie nawozi się ludzkim odchodem pół (a przynajmniej tak było jeszcze 7-8 lat temu).
Gratuluję Panu odbycia bardzo ciekawych wypraw. Dla nas Polaków to egzotyka. Bardzo chętnie obejrzałam zdjęcia i dziękuję Panu za dobrą robotę. Jeżeli będzie Pan wyjeżdżał „po pandemi” to niech Pan zwróci większą uwagę, by jak najwięcej pokazać z tego egzotycznego świata. Po kadrach ukazujących szczegóły, niech Pan pokaże szersze horyzonty tych nowych rzeczywistości. Tam były góry – więc całą wioskę na tle gór. Pojedyncze chaty – w szerszej rzeczywistości kontekstu całych zagród czy wioski. No i oczywiście same rośliny, jak one wyglądają, gdzie rosną, w jakim są sąsiedztwie.
Bardzo interesujące . Dzięki panu poznajemy takie miejsca o których byśmy nigdy nie mieli pojęcia ze są . Fantastyczny materiał
Wspaniała relacja. Już zagłębiam się w linki. Dwa razy byłem w chinach i zastanawiałem się jak można wyrwać się z miasta na prowincję i czy to może być w ogóle legalne. Możliwość przyjrzenia się ludziom żyjących w prosty sposób, będący jeszcze częścią natury, to rzeczywistość zanikający w świecie. Znakiem jest „zaczarowanie” żółtymi krzesłami, czy wszechobecnymi workami chipsów, które widziałem w przydrożnych sklepikach w Sikkimie. Surowe warunki i trudne, ale normalne życie można znaleźć jeszcze na końcu drogi w Gruzji. Jednak mam nadzieje, że wrócą czasy kiedy będzie my mogli jeszcze wyruszyć do Chin, smakować rośliny użytkowe i lecznicze, jak niegdyś ojciec chińskiego ziołolecznictwa Shen Nong. Na pewno…
Bardzo dobry tekst, a zdjęcia świetnie go uzupełniają. Super się czytało :)
fajna sprawa
Wspaniała fotosesja. Warto wzmacniać odporność a rośliny z tybetu są do tego super.