Jestem na Płaskowyżu Tybetańskim w prowincji Qinghai. Zimno i akurat leje… Podgrzewa mnie jednak napotykanie nowych produktów ziołowych. Wyjazd do prowincji, w której się nigdy nie było zawsze przynosi nowe atrakcje etnobotaniczne…
Qinghai to olbrzymia, dosyć pusta, prowincja zajmująca pn.-wsch. część Półwyspu Tybetańskiego. Interior zamieszkują głównie Tybetańczycy, ale w środkowej i pn. części jest też dużo Chińczyków, Mongołów, Chińskich Muzułman, jak też inne mniejszości.
Odwiedziłem dzisiaj słynny klasztor tybetański Kumbum. Pod klasztorem jest ciekawy sklepik ziołowo-spożywczy. Pierwszy raz w życiu zobaczyłem tam czarne jagody goji (Lycium ruthenicum). W sklepie na kilogramy można też kupić organy podziemne storczyków, mięso z jaka i różne rośliny lecznicze typowe dla miejscowej tybetańskiej i chińskiej medycyny, choć kłącza różeńca.
Pieniądze rozpływają się w deszczu.
Ciekawy gatunek lilaka Syringa ovata – ma korę jak brzoza
Bulwki pięciornika gęsiego, specjał Płaskowyżu, powyżej luzem, poniżej zapakowane
Storczyki
Suszone mrówki tybetańskie
Ophiocordyceps sinensis – słynny chiński grzyb leczniczy dongchongxiacao (冬虫夏草) – po tybetańsku yartsa gunbu དབྱར་རྩྭ་དགུན་འབུ – wyrastający na gąsienicach.
Lycium ruthenicum – czarne jagody goji, bardzo miłe w smaku, kupiłem pół kg
Podobne produkty można też kupić w samym Xining. Także na lotnisku, gdzie są jednak dużo droższe. Ku mojemu zaskoczeniu na lotnisku mogłem też kupić afrodyzjaki – penis jelenia i tybetańskiego jaka. Nagrałem tam krótki filmik:
W okolicach słonego jeziora Qinghai. Cała okolica pełna pasących się jaków, owiec i koni. I setki namiotów nomadów tybetańskich.
Ooooo mrówki! Polskie mi smakują,ciekawe jak suszone
ale super
zazdroszczę podróży :)
„Nie wiem co to…”
— Gryka? Bukiew?
bardziej skomplikowane… gorzkie w smaku, mam nazwę chińską, jak znajdę czas to ją wrzucę
Kolejny ciekawy wpis! Zazdroszczę wiedzy, że widząc te rzeczy w workach opisane ich krzaczkami (sic!:D) wie Pan co to jest :) Cordyceps kiedyś stosowałam, teraz miałabym obiekcje bo skoro pasożytuje na gąsiennicy to raczej nie jest wegański ;) Czy mógłby Pan napisać coś więcej o tych czarnych goij? Jak różni się smak od czerwonych? Pozdrawiam i czekam na kolejny wpis!
Smak czarnych jest bardziej wyrazisty, kwaskowaty.
Uwielbiam i śledzę filmy, stronę pana Łukasza. Są przeciekawe. Ma pan ogromną wiedzę. Myślę,że powinien pan pojechać do Ameryki południowej i opisać nieznane rośliny tam rosnące. To dopiero bogactwo. Dobrym pomysłem byłyby też Indie, czy południe Europy, Skandynawia. Serdecznie pozdrawiam.
Tam też są różni badaczie… Nie można być wszędzie. Próbowałem rozkręcić badania na Cejlonie, ale przerzucanie się na kolejne kraje to duża inwestycja czasowa i finansowa… A południe Europy badam od wielu lat…
A czy w Tybecie czerwone jagody goji są traktowane jako coś wartościowego/wyjatkowego? Bo pojawia się co raz więcej informacji, że to ściema i ktoś na tym zbija po prostu kasę…
http://www.pepsieliot.com/zanim-siegniesz-po-tybetanska-jagode-goji/
http://martaokuniewska.pl/jagody-goji/
Wg tych wpisów czerwone owoce goji to średni antyoksydant. Już bardziej wartościowymi są owoce berberysu czy jarzębiny.
Jagody goji to nie ściema. Są korzystne dla zdrowia człowieka, ale nie należy przeginać. Po prostu owoce…
Pewnie są ale okazuj się, że to nie jest cudowne remedium na wszystkie choroby i cudowny owoc przywracający młodość jak próbują przedstawić nam reklamy. To miałem na myśli pisząc „ściema”. Ciekaw jestem jak ten owoc traktują Tybetańczycy.
Dzien dobry, ciesze sie że odkryłem ten blog. A może tak by posadzić te czarne goji w Polsce ?
pewnie można!