Dzisiaj o dwóch zasadach, które pomogą Ci zbudować różnorodność w ogrodzie i… życiu.
Miejsca naturalne i dzikie kojarzą nam się z wielością gatunków roślin i zwierząt. Jednak każda naturalna różnorodność jakiegoś miejsca ma swoje granice. Załóżmy, że na jakimś terenie jest tylko jeden typ gleb. Wtedy właściwie cała flora parku narodowego chroniącego ten teren ograniczyłaby się do 100 czy 150 gatunków, które mogą znieść warunki lasu, który przez wieki wykształcił się w tym miejscu.
Przez setki lat człowiek ZWIĘKSZAŁ bioróżnorodność tworząc nowe siedliska. Leśne polany zasiedlały łąkowe zioła i chwasty, które przegrywały konkurencję w lesie. Wraz z uprawami, z odległych rejonów Eurazji pojawiały się nowe gatunki chwastów. Na przykład bliski nam mak polny ma naturalne siedlisko na słonecznych skałach południa Europy. Jeszcze inne gatunki przyszły z świetlistych dąbrów południa, z węgierskiej puszty czy stepów Ukrainy i południowej Rosji.
Ten pozytywny wpływ człowieka na florę statystycznie rzecz biorąc odwrócił się w Europie na negatywny ok. XVIII wieku. Wpływ pozytywny na faunę zanikł wcześniej, bo człowiek już w średniowieczu wytrzebił w zachodniej Europie większość dużych ssaków. A więc w okresie XVIII i XIX w. mamy gwałtowny wzrost liczby ludności. Karczowane są resztki starych puszcz, a wiele łąk i muraw zamienia się w krótko wygryzione pastwiska. W XX w. pewne negatywne trendy się odwróciły, ale z powodu przemian w rolnictwie i urbanizacji następuje dalsze ubożenie flory.
Jednak jedno musimy stwierdzić. Problemem nie jest ZABURZENIE roślinności przez człowieka, ale SKALA tego zaburzenia. Kiedy ludzi było mało tworzenie polan, dróg, ścieżek tylko zwiększało różnorodność. W ekologii mówimy o tzw. „intermediate disturbance hypothesis” stanowiącej, że maksimum różnorodności = średnie natężenie zaburzeń. Czy nie jest też tak w naszym życiu? Różne dziwne wydarzenia, zaburzenia, problemy wzbogacają nas. Ale ich nadmiar może nas powalić i zniszczyć naszą psychikę. Co nas nie zabije, wzmacnia.
Ciekawe, że prawo to jest tak intuicyjne, że niezależnie sformułowało go w początkach XX w wielu różnych ekologów:
http://en.wikipedia.org/wiki/Intermediate_Disturbance_Hypothesis
Rosyjski uczony Gerogij Gauze (pisany też Gause) http://pl.wikipedia.org/wiki/Gieorgij_Gause
wymyślił inne bardzo ciekawe prawo, zwane zasadą/prawem kompetytywnego wykluczania Gauzego. Otóż zauważył one, że jeśli zaczniemy hodować dwa gatunki o zbliżonych wymaganiach, to w pewnym momencie jeden z nich uzyska przewagę nad drugim, który zupełnie zaniknie! Stąd na przykład naturalne jednogatunkowe drzewostany. Często jeden gatunek, jak buk, dąb czy sosna, w danym miejscu rośnie lepiej niż inne i w naturalny sposób uzyskuje 99.9% przewagi nad innymi. Sformułowano wręcz tezę, że utrzymanie bioróżnorodności polega na pogwałceniu zasady Gauzego!
Jak więc taką zasadę naruszać? Jak tylko się da. Nie ważne jak, byle ją naruszać. Każde naruszenie powoduje wzrost różnorodności. Można wyobrazić sobie różne warianty:
- w środowisku są różne nisze (zwykle tak jest) – np. w podłożu mogą być wychodnie skalne i pniaki, na których rozwiną się piękne mchy, normalnie przygłuszane przez ściółkę
- dominujący gatunek drzewa, tworzy nisze dla mniejszych organizmów (zacienione dno lasu, pnie, nasady pni, wykroty starych drzew). Każda z tych różnych nisz jest zasiedlana przez różne organizmy
- Istnieje zróżnicowanie geologiczne i klimatyczne (mozaika gleb, wzgórza o różnym nachyleniu stoków, itd.)
- istnieją zaburzenia, takie jak wiatrołomy, pożary, wycinki drzew przez człowieka, które komplikują wzorzec różnorodności (ale zwróć tu uwagę na to, żeby były umiarkowane)
- istnieje naturalna przewidywalna sezonowa zmienność warunków (warunki wiosną w lesie liściastym są inne niż w lecie) – rodzi to przystosowania do różnych okresów wzrostu
- istnieje nieprzewidywalna zmienność sezonowa – jedne lata są mokre i na przykład wtedy dają przewagę roślinom wilgociolubnym, inne są suche itd.
- Ręcznie nie dopuszczamy do dominacji jednego gatunku. Np. w lesie zdominowanym przez buka dosadzamy inne gatunki, albo wycinamy buki wokół siewek innych drzew.
Ciekawe, że wymienione powyżej zjawiska obserwujemy też w gospodarce. Gospodarka kapitalistyczna jest jak dzika przyroda. Może się sama świetnie rządzić, ale prowadzi do wymarcia różnych „gatunków” – bankructwa jednostek lub grup społecznych. I nie zawsze jest to pożądane. Przykładem działania prawa Gauzego jest tworzenie się korporacji: super-gatunków, które uzyskują przewagę nad innymi. Dlatego naczelną zasadą polityki opartej o ochronę biokulturowej różnorodności powinna być nie walka z kapitalizmem (jako naturalnym efektywnym systemem), ale z korporacjami i najbogatszymi ludźmi, którzy są takimi bukami i sosnami, super-gatunkami dążącymi do zniszczenia większości różnorodności! (pomimo że tworzą siedliska dla niektórych drobnych gatunków np. mchów – które tutaj możemy sobie wyobrazić jako pracowników korporacji lub służących we dworze). A więc: kapitalizm – tak, ale bez super-osobników korporacji i super-gatunków miliarderów! Tak przynajmniej wynika ze studiowania praw natury i praw bioróżnorodności. A więc powinny np. istnieć wysokie podatki dla bogatych i wysoki próg bez podatków (jak w Wielkiej Brytanii), a nie odwrotnie (jak w Polsce).
Zrobię tu jeszcze małą dygresję. Zdarza się, że dwa gatunki w jakiś sposób utrzymują równowagę i nie wyniszczają się zupełnie. I nie zawsze wiadomo dlaczego. Tak jest na przykład z bukiem i jodłą w naszym górach, które tworzą mieszane drzewostany: pół na pół, albo z Coca-Colą i Pepsi. Z punktu widzenia jednak praw przyrody założyć można, że jest to równowaga tymczasowa – i w każdej chwili doprowadzi do zwycięstwa jednej ze stron (z resztą na wielu siedliskach rzeczywiście zwycięża albo buk – np. w miejscach gdzie jest dużo wiatru, albo jodła – w miejscach zacisznych o bardziej wilgotnej glebie.
Budując więc dziki ogród musimy być świadomi tych naturalnych praw określających bioróżnorodność.
W naszym ogrodzie także możemy wykorzystywać wiedzę o prawie umiarkowanych zaburzeń i zasadzie Gausa do ochrony różnorodność:
- ograniczamy gatunki dominujące: jeśli mamy np. czysty brzozowy las a w nim kilka mniejszych drzew innych gatunków, to dajemy im szansę na wzrost wycinając rosnące nad nimi brzozy
- stwarzamy mozaikę siedlisk; np. jeśli przywozimy ziemię do nawiezienia ogrodu, to nie rozsypujemy jej równomiernie. Nawozimy jedne miejsca. Inne pozostawiamy nienawożone. Jeśli mamy łąkę, to różne partie kosimy w innych terminach oraz z inną częstością!
- Wprowadzamy różne elementy przestrzenne tworzące nowe mikrosiedliska: kamienie, słupy, kawałki gnijących pni, dołki, rowki, itd.
Podsumowując, kształtując różnorodność pamiętajmy o dwóch najważniejszych prawach:
- umiarkowane zaburzenie jest korzystne
- gatunki mają tendencję do wzajemnego wyniszczania się – tworząc warunki do pogwałcenia zasady Gauzego – kształtujemy różnorodność.
Bardzo fajny i mądry tekst , zgadzam się w 100% , odnośnie przyrody i kapitalizmu . Sam jestem właścicielem sklepu , w sąsiedniej miejscowości – taka wiejska gmina otworzyli właśnie sklep sieci na B. i tych kilka małych sklepów już powoli będzie się zamykać . Tak na koniec , jeszcze niedawno 1% najbogatszych ludzi na świecie posiadał około 40% światowego bogactwa – w tym roku przekroczy najprawdopodobniej 50% – jak to ktoś trafnie ujął , kapitalizm się „zakorkował” .
Troszkę bym podyskutowała. Grecja to też Europa, a w Grecji masowe wyniszczenie lasów nastąpiło już w starożytności i to na skalę nie spotykaną właściwie nigdzie indziej. Dawniej rosły tam lasy dębowe i piniowe, dzisiaj ich miejsce zajmuje makii czyli gęstwina różnych gatunków krzewów. Czy zawsze warto walczyć z gatunkiem dominującym ? Można go trochę ograniczać, ale czy należy go zwalczać ? Naprawdę uważasz, że kapitalizm bez super-osobników korporacji byłby dobry ? Te lasy piniowe w Grecji były jak korporacje, zniszczono je, i dzisiaj zamiast nich dominują krzaki, które są zdecydowanie mniej korzystne dla bioróżnorodności i dla klimatu Grecji. Więc może jednak ukłońmy się lasom bukowym, są wielkie jak korporacje i niech tak zostanie, troszkę je ograniczmy, ale ich nie niszczmy. Korporacji też nie niszczmy bo zostaniemy z samymi firmami krzakami,a jak wiemy z Grecji to wcale takie fajne nie jest.
Ja nie piszę o zupełnym zniszczeniu lasów bukowych czy piniowych! Ale ograniczeniu zupełnej dominacji!
Do tej listy jak dbać o bioróżnorodność dodałabym jeszcze
a) kreowanie miejsc wilgotnych i bardziej suchych np. przez zrobienie oczka wodnego i usypanie górki z kamieniami.
b) kreowanie miejsc zacienionych i nasłonecznionych.
W zasadzie kłania się tu cała wielka wiedza o kształtowaniu ogrodów a zwłaszcza tzw. ogrodów romantycznych popularnych w pierwszej połowie XIX w., które wyglądały bardzo naturalnie a były właśnie tak 'ztuningowane’ przez umiejętne zwiększanie bioróżnorodności. Także na wsiach gospodarze w ten sposób wzbogacali sobie łąki. Na znanej mi podmokłej łące był wykopany okrągły głęboki staw. Zagościł przy nim leczniczy ostrożeń w dużej ilości, w innym miejscu lekko wilgotnym wykopano płytki stawek z łagodnymi brzegami. Zlatywały się tam ptaki z okolicy jak do wodopoju, również zwierzęta domowe bezpiecznie podchodziły napić się wody. Wszystko wyglądało bardzo naturalnie.
Przypisywanie znaczenia bioróżnorodności jest wyłącznie poglądem przyrodników (bardzo rozpowszechnionym), z moich badań nad funkcjonowaniem krajobrazu wynika jednak, że nie jest ona wartością samą w sobie. O jakości życia i życiu w ogóle decyduje połączenie informacji; dany krajobraz może je realizować w różny sposób albo tego nie robić i zamieniać się w „odłóg krajobrazowy”. Człowiek, gospodarując, powinien brać pod uwagę ten właśnie aspekt.
Mam na działce leśno-ogrodowej dwie wielkie kłody ściętego 5 lat temu dużego modrzewia. Nie udało nam się ich kiedyś zagospodarować, więc leżały latami na deszczu i teraz w sumie planowałam je pociąć i wyrzucić. Dlaczego takie mikrosiedlisko może być pożyteczne?
bo daje miejsce dla grzybów i owadów