O życiu Marcin z Tours (316-397) wiemy z jego biografii napisanej przez jemu współczesnego Sulpiciusa Severusa. Po tym, jak w roku 371 św. Marcin z został okrzyknięty biskupem Tours, podjął niezwykle agresywne działania przeciwko pogańskim świątyniom, posągom i świętym gajom. Pewnego razu w jednej miejscowości zburzył bardzo starą świątynię i przystąpił do wycinania sosny czczonej przez pogan koło ich świątyni Marcin powiedział w pniu drzewa nie ma nic świętego i nalegał, aby raczej czcili Boga, któremu On sam służył. Dodał, że drzewo to powinno zostać wycięte ze względów moralnych, gdyż zostało poświęcone demonowi. Wtedy jeden z protestujących powiedział: „Jeśli w jakikolwiek sposób ufacie swemu Bogu, którego, jak twierdzicie, czcicie, sami wytniemy to drzewo, o ile położycie się na tej samej ścieżce, na której upadnie. Bo jeśli, jak mówisz, twój Pan jest z tobą, unikniesz wszelkiej szkody.” Marcin zgodził się. Mieszkańcy byli zachwycenia że pozbędą się chrześcijańskiego biskupa, bo sosna ewidentnie pochylała się w jedną stronę. Poganie związali ciało Marcina powrozami i położyli go na ziemi w tym miejscu, gdzie, jak nikt wątpił, drzewo groziło upadkiem. Gdy drzewo spadało Marcin nie uląkł się tylko zrobił znak krzyża, a drzewo obróciła się i upadło ominąwszy go. W ten sposób mieszkańców nawrócono na chrześcijaństwo.
Smutna to historia, jeden z wielu epizodów niszczenia świętych gajów w Europie. Dzisiaj ma nową odsłonę w postaci niszczenia pomnikowych drzew przez polskich leśników. Parę dni temu w nadleśnictwie Krasiczyn ścięto buka o obwodzie ponad 4 metry. Kiedy skończy się eksterminacja polskich lasów?
I jeszcze ciekawostka. W pewnym okresie życia, Marcin, zanim wracając z Ilirii, spotkał Auksencjusza, ariańskiego arcybiskupa Mediolanu, który wydalił go z miasta. Według wczesnych źródeł Martin postanowił szukać schronienia na małej wyspie zwanej wówczas Gallinaria, obecnie Isola d’Albenga, na Morzu Liguryjskim, gdzie prowadził samotne życie pustelnika wraz z innym zakonnikiem. Wyspa ta słynęła z tego, że podobno żyły na niej dzikie kury. Martin żył na diecie składającej się z dzikich roślin jadalnych. Słabo się chyba jednak na nich znał, skoro według legendy zjadł trujący ciemiernik. Jednak wg legendy jego modlitwa sprawiła, że i tym razem ocalił swoje życie.
Rozumiem, że w Krasiczynie był kwit na to wycięcie. Jakieś uzasadnienie?
Przepraszam za pisownię, ale nie mam polskiej klawiatury i zdarzają mi się literówki. Smutna historia, podobne opowieści słyszałam w Szkocji na temat niszczenia przez duchownych świętych miejsc Druidów. To dla mnie tak bolesne, jak ścięcie każdego drzewa. Ponoć Budda powiedział, nie pamiętam dokladnie cytatu ale chodziło o to, że łatwo i szybko jest ściąć gałąz lecz nie tak łatwo można ją odtworzyć. Ale też ,co Pan opisywał, odbywało się w latach, kiedy religia chrześcijańska już zatraciła kontakt z Boskością/Miłością , która przyciągała tłumy do niej , kiedy ponoć (mnie przy tym nie było(, promieniowała taką miłością, że przyciągała ludzi jak magnes. Tutaj bardziej pachnie mi nienawiścią i czarną magią bo jak katoliccy księża wiedzieli jak zlikwidować energetykę świętych miejsc druidów