Dziki ogród – wolność czy przywiązanie?

Wybrałem tworzenie dzikiego i naturalnego ogrodu, żeby mieć mniej pracy. Nie lubię pielenia rabat i kontrolowania każdej rośliny w ogrodzie. Nie lubię z góry wszystkiego w ogrodzie planować. Zdaję się czasem na inspiracje, które przychodzą, pojawiają się same w ogrodzie, na przykład jakiś kwiat czy drzewo, które bardzo chciało wyrosnąć tam, gdzie wyrosło.

Musimy sobie uświadomić, że oczywiście im mniej będziemy w ogród ingerować, tym mniej gatunków będzie w stanie się utrzymać. Nasz ogród zbliży się do natury. Posadzone gatunki poddane zostaną bezlitosnej selekcji. Więc z jednej strony dziki, niekontrolowany ogród daje nam dużo wolności, z drugiej możemy w nim hodować mniej gatunków, niż w ściśle kontrolowanej przestrzeni.

Oczywiście wciąż zupełnie dziki i zaniedbany ogród pomieści wiele, wiele gatunków. W przyrodzie jest pewna bezwładność. Sam akt posadzenia przez nas jakiejś rośliny daje jej dużą przewagę. Często rośliny w pewnych miejscach nie rosną, nie dlatego, że nie utrzymałyby się. Ale dlatego, że nie były w stanie gdzieś dotrzeć. A więc ogród, w którym będzie co chwila coś dosadzać, pozostawiając te dosadzone rośliny na pastwę losu, będzie bogatszy od podobnych zupełnie dzikich terenów. Będzie bowiem bogatszy o pracę migracji, migracji przez nas zaaranżowanej.

Przykładem takiej rośliny, która będzie nam bardzo wdzięczna za umożliwienie jej migracji jest zawilec gajowy. W warunkach Polski jest to roślina, która rośnie świetnie na wszystkich świeżych i wilgotnych średnio-żyznych i żyznych glebach. Rośnie u nas w prawie każdym naturalnym lesie liściastym. Nie dość tego – utrzyma się na każdej łące – wystarczy go tam posadzić. Będzie się potem bardzo, bardzo powoli rozrastał. Zwykle nie rozsiewa się. Będzie tak tkwił jako znak naszej pracy. Naszego spaceru z łopatą, z workiem zawilców, które kiedyś, kiedyś wsadziliśmy gdzieś w ziemię.

W swoim lesie pozostawiam liczne takie ślady. Często te bezwładne, ale i odporne rośliny sadzę w postaci okręgów. Dobrze wtedy widać czy rozrastają się, czy nie.

Wydawałoby się, że znalazłem się we wspaniałej pozycji. Jestem człowiekiem, który ma swój piękny wielki las i łąki, całą prawię górę, a do tego specjalnie nie musi ich pielęgnować, poza jakimiś drobnymi pracami, np. wykaszania kilku leśnych polan. Mogę gdzieś wyjechać, nawet na kilka miesięcy i mieć wolność. Od przywiązania jednak trudno uciec. Kiedyś wyobrażałem sobie, że mój las będzie takim rezerwuarem, zwykłą kolekcją, od której będę mógł uciec. Jednak tak nie jest. Im ten las staje się bogatszy (dalej nie wymagając więcej pracy), tym bardziej się do niego przywiązuję, kocham go i za nim tęsknię. I tym bardziej wydaje mi się lepszym miejscem niż cokolwiek na Ziemi. Mój las stał się częścią mnie. Eksterioryzowałem na niego swoje „ja”. Jestem jak Aborygen Australijski jego własnością. Należę do tej ziemi. I z nią rozmawiam. Kilka razy pytałem go czy mogę go porzucić. I zawsze mi nie pozwala. Zawsze mówi nie. Zawsze każe mi pozostać i mu służyć. Bez pracy. Przez samo trwanie, bycie z nim i podziwianie tego piękna. Myśląc, że idę ku wolności, doszedłem do totalnego uwikłania…

7 komentarzy

  • AB pisze:

    Nie wiem czy ma Pan na swoim terenie jakieś wilgotne łączki, ale może tak. Jestem ciekawa czy próbował Pan wsadzać na nich storczyki. Storczyki były kiedyś bardzo popularne na polskich łąkach, były prawie jak przysłowiowy chwast, a teraz nie ma ich już prawie wcale. Jestem zwolenniczką wprowadznia z powrotem do polskiej przyrody storczyków. Wiem, że to niełatwe, ale uważam, że warto.

    • Łukasz Łuczaj pisze:

      Storczyki są piękne. Na moich łąkach mam kilkaset kukułek (Dactylorhia) i kilkaset tysięcy podkolanów. Są tam od zawsze. Z ich sadzeniem jest problem. Trudno je namnażać (młode rośliny muszą wejść w mikoryzę. mają mikroskopijne nasiona). Przesadzanie (da się) nie wchodzi w grę, bo są pod ścisłą ochroną. Storczyki na szczęście pojawiają się nawet na nowo założonych łąkach wilgotnych. Trzeba tylko odczekać kilka lat aż wyjdą nad ziemię z fazy saprofitycznej.

      • AB pisze:

        Czyli wystarczy wziąć trochę ziemi ze storczykowej łąki nie zabierając samych storczyków i umieścić ją na innej wilgotnej łące bez storczyków. Jest duże prawdopodobieństwo, że przeniesiona ziemia zawiera nasiona storczyków i współpracujące z nimi grzyby. Po kilku latach na nowym miejscu powinny wyrosnąć storczyki.

        • Łukasz Łuczaj pisze:

          Tak, to bardzo zwiększa szansę!. Będąc cynicznym – na dużą skalę można wziąć buldożer, zebrać glebę ze storczykowej łąki (udając że ich tam nie ma – ustawa o ochronie gatunkowej zezwala na normalne działania gospodarcze na swoim terenie nawet jeśli rosną tam gatunki chronione) i rozsypać ją gdzie indziej ;)

  • renata pisze:

    Cudowny post!… i ta myśl o wolności… Choć nie wierzę, że realizacja pasji ogranicza człowieka…:)

  • Zabka pisze:

    Mialam taki przypadek, ze storczyki same sie pojawily na lace gdzie juz nie nawozono. Jak sie czegos bardzo pragnie i jest to w zgodzie z natura to” samo przyjdzie „, cierpliwosci.

    • Łukasz Łuczaj pisze:

      No właśnie że nie zawsze przyjdzie… paprocie i mchy mają lekkie zarodniki, nasiona storczyków też są mikroskopijne i przenosi je wiatr. Ale u gatunków ciężkonasiennych migracja jest bardzo trudna…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.