Żółciak siarkowy

 

Żółciak siarkowy (Laetiporus sulphureus) to ciekawa jadalna huba. Owocniki wyrastają na żywych lub martwych drzewach liściastych. Zwykle są to drzewa wolno rosnące – w parkach, sadach i przy drogach. Szczególnie często występują na starych czereśniach. Owocniki pojawiają się od wiosny do jesieni, ale najczęstszą porą ich pojawiania w Polsce jest połowa maja. Warto wtedy przejść się po starym parku – prawie w każdym znajdziemy jakieś drzewo przez niego zaatakowane.

Żółciak jest nazywany po angielski chicken-of-the-woods czyli „kurczakiem leśnym”. Jednak nie smakuje jak kurczak, ale bardziej jak tofu czy styropian z lekkim grzybowym posmakiem! Jest to bowiem grzyb jadalny. Najlepiej pokroić go w drobną kostkę. Ładnie się komponuje wtedy z zielonymi składnikami potraw – wygląda jak marchewka lub papaja.

laetiporus2 DSC04086

Ania Słowik – redaktorka mojej książki Dzika Kuchnia oraz uczestniczka pierwszej edycji studium ziołoznawczego w Instytucie Biotechnologii Uniwersytetu Rzeszowskiego w Weryni, szczęśliwa znalazczyni wielkiego żółciaka

 

Żółciak jest grzybem dosyć ciężkostrawnym. Pomimo, że jego owocniki są wielkie – nie zjadajmy ich całych! Lepiej podzielić się nimi ze znajomymi. Grzyb ten podobno jest niejadalny na surowo. Jednak byłem świadkiem pewnego eksperymentu. Kiedy powiedziałem grupce ludzi, że jest żółciak jest jadalny – oni w jednej sekundzie zjedli go na surowo (cztery osoby). Żadna nie miała problemów żołądkowych. Od tego czasu wprowadziłem zakaz próbowania surowych rzeczy na warsztatach zanim powiem „to jest jadalne…. także na surowo”.

I pamiętajmy nie jedzmy startych żółciaków. Owocniki utrzymują się na drzewie przez kilka tygodni, ale jemy je tylko wtedy kiedy są wilgotne i mają żywą pomarańczową barwę. Potem smakują jak makulatura.

laetiporus sulphureus DSC04085

Młodziutkiego (najlepszego żółciaka) można rozpoznać po tym, że nie wytworzył jeszcze płaskich półkowatych owocników i wciąż ma formę bardziej owalną

U nas nie ma tradycji jedzenia tego grzyba (a jak jest to dajcie mi znać!) ale np. Ukraińcy z Gór Maramuresz w Rumunii chętnie go zbierają. Nazywa się go tam „korbany” (z akcentem na y) i nawet mrozi na zimę. Sieka się je drobno i robi małe sznycelki.

Co jeszcze wiemy o składzie żółciaka? Niewiele… Znalazłem jednak artykuł dokumentujący obecność w nim hemolitycznych i hemoaglutynujących lektyn:

Mancheño JM, Tateno H, Goldstein IJ, Martínez-Ripoll M, Hermoso JA (April 2005). „Structural analysis of the Laetiporus sulphureus hemolytic pore-forming lectin in complex with sugars”. The Journal of Biological Chemistry 280 (17): 17251–9. http://dx.doi.org/10.1074%2Fjbc.M413933200

A więc działa niekorzystnie na czerwone krwinki (zlepia je i uszkadza). Oczywiście tych lektyn nie ma tam jakoś strasznie dużo – mają je także rośliny strączkowe i zboża, więc się bym tym tak bardzo nie przejmował. Wiele lektyn ulega też rozkładowi przy obróbce termicznej więc dlatego żółciaka lepiej obgotować i odlać wodę.

laetiporu sulphureus DSC04209

 Żółciak kilkudniowy – już na granicy jadalności

23 komentarze

Skomentuj Wojsław Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.